poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 12


*** AMY POV ***
Mimo wszystko czas mijał i było miło, naprawdę miło. Mimo, że siedzę z ludźmi, których nie znam, mimo, że siedzę z rodziną mojego porywacza i tak naprawdę mogłabym im wszystko powiedzieć, ale za bardzo się boję. Zauważyłam, że nasz stolik jest znacznie odsunięty od innych i znajduje się na końcu sali. Było tu ciszej niż wewnątrz sali,zupełnie mniej ludzi. On naprawdę wspaniale gra. Chyba minął się z powołaniem, i tak naprawdę zamiast być alfonsem powinien być aktorem. Jeszcze nie widziałam aby tak ktoś dobrze kłamał i to własnej rodzinie. Wiele rzeczy z jego życia się nie zgadzało. Według jego rodziny jest on pracownikiem jednego z banków. Gdy usłyszałam to z ust jego babci miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymałam. Jest taki perfidny i pewny w tym co robi.  Przedstawił mnie jako swoją dziewiętnastoletnią dziewczynę, którą poznał w pracy. Oh naprawdę chciałabym żeby tak było. Chciałabym żeby był normalny. Chciałabym jeść teraz tą kolacje ze swoim, normalnym, kochającym chłopakiem, a nie niewyżytym erotomanem i alfonsem.

Kelner właśnie niósł kolejny kieliszek wina dla mnie i pani Bieber. Położył lampki z czerwoną cieczą posyłając mi szczery uśmiech, który z chęcią odwzajemniłam. Nagle poczułam wielką dłoń na kolanie, która sunęła w górę pod stołem. Momentalnie spięłam każdą część swojego ciała. Mimo wszystko mężczyzna przesunął swoją dłoń wewnątrz mojego uda. Czułam jak łzy cisną mi się do oczu.
- Skarbie nic ci nie jest? - odezwała się starsza kobieta. Widać było, że naprawdę się przejęła. - Strasznie pobladłaś.- dodała.
- Jest.. jest w porządku. - odpowiedziałam grzecznie, a obok siebie usłyszałam cichy śmiech szatyna stłumiony dłonią.
- Na pewno kochanie? - odezwał się Justin patrząc na mnie kpiąco.
- Wybaczycie mi na chwilkę? - spytałam i nie czekając na odpowiedź wstałam udając się w kierunku łazienki tym samym zrzucając dłoń chłopaka. Czar prysł, bańka mydlana pękła. Justin nadal jest tym idiotą, którym był. Miałam zamiar własnie chwycić klamkę kiedy poczułam mocny uścisk na biodrach. Mężczyzna odwrócił mnie twarzą do siebie. Widziałam w jego oczach pustkę. Zupełnie nic. Żadnych uczuć, nawet złości.
- Pamiętaj kochanie, żadnych sztuczek. Popatrz kto stoi przy wyjściu. - wskazał na drzwi wyjściowe. Przez szybę mogłam zauważyć mężczyznę. Był to jeden z ochroniarzy w tym okropnym burdelu. Tak, nazwijmy to po imieniu. To był  burdel. I brzydzę się samej siebie, że właśnie tam się znalazłam.
- Widzisz żebym uciekała? Chcę iść do łazienki. - syknęłam przez zaciśnięte zęby. - Swoją drogą.. To całkiem dobrą historie sobie wymyśliłeś. Ty w banku. hmm - zaśmiałam się kpiąco prosto w twarz szatyna. - Niezła bajka. SKARBIE.
Dokładnie podkreśliłam ostatni wyraz, następnie wyrwałam się z jego uścisku i weszłam do łazienki.
W pomieszczeniu była jedna starsza pani, która po chwili wyszła. Byłam tylko ja i moje żałosne odbicie. Mimowolnie łza spłynęła po moim policzku. Nie potrafię zrozumieć w co on gra? Nawet tu? W tym miejscu? Przy swoich dziadkach ma zamiar mnie obmacywać? Wszystko miesza mi się w głowie. Dlaczego zabrał akurat mnie? Dlaczego nie była to Amanda? Sam, albo Molly? Co ja mu zrobiłam? Starłam chusteczką ślady po łzę, tak aby nic nie było widać. Wzięłam głęboki wdech i pewna siebie wyszłam z pomieszczenia.
Przez moment zerknęłam na drzwi zastanawiając się, że może akurat by mi się udało... Lecz zobaczyłam również tam ochroniarza Justina. Mężczyzna wpatrywał się na mnie intensywnie przygotowując się na wszystko. Zmrużyłam oczy i pozdrowiłam go środkowym palcem. Mężczyzna zrobił zdziwioną minę. Wyglądał co najmniej śmiesznie. Wróciłam na miejsce przy stoliku znacznie przysuwając się w stronę Diany tym samym zwiększając przestrzeń między mną, a szatynem. Kobieta spojrzała na mnie próbując zrozumieć co się dzieje dookoła.
- Dobrze kochani.. już jest późno my się będziemy zbierać, prawda kochanie? - mężczyzna spojrzał na Dianę.
- Tak, tak. - odpowiedziała. - Było naprawdę miło cię poznać An. A ciebie było milo znów spotkać, w końcu to pierwszy raz od czterech lat kiedy się widzimy, odkąd..
-  Dowiedziałem się, że mam siostrę. - dokończył za Dianę Justin. Widocznie nie chciał zaczynać tego tematu. Zacisnął mocno szczękę, a jego oczy pociemniały.
- Właśnie. - westchnęli oboje cicho. - Do widzenia kochani. - dodali po czy odeszli.
Zaraz, co? Bieber ma, albo miał siostrę? Nic z tego nie rozumiem.
Założyłam włosy za ucho lekko przygryzając wargę. Chłopak podniósł rękę, w momencie zamknęłam oczy bojąc się bólu jakiego zaraz miałam doświadczyć na policzku. Zamiast tego poczułam lekkie gładzenie i kciuk na dolnej wardze, którą uwolnił. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Mężczyzna przysunął się maksymalnie do mnie i mocno przytulił. Nie kryłam zdziwienia jakie ogarnęło w tamtym momencie moje ciało. Niepewnie odwzajemniłam uścisk. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę nie przejmując się nikim dookoła. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam kogoś kogo tak bardzo potrzebowałam w tamtej chwili. Chad wraz ze swoją matką szli właśnie przez salę podążając do swojego stolika.
- Chad. - wyszeptałam cicho. Czułam jak gardło mi się zaciska, serce szybciej bije, a w oczach po raz kolejny pojawiają się łzy. Tym razem były to łzy szczęścia. Szatyn słysząc to szybko odsunął się ode mnie wpatrując się w moją twarz. Mimo to ja nadal podążałam wzrokiem za  sylwetką przyjaciela.
- Kto to? - warknął spoglądając w to samo miejsce co ja. To dziwny zbieg okoliczności i dar od boga, że pojawił się właśnie w tym miejscu o tej porze co ja. W głębi duszy dziękowałam teraz Bogu za to, że właśnie dzisiaj zabrał mnie tu Justin. Jak zahipnotyzowana wstałam z miejsca.
- Odpowiedz mi. - znów warknął szatyn przytrzymując mnie, abym nie mogła się ruszyć.
- To.. to.. ja muszę z nim porozmawiać. Proszę pozwól mi z nim porozmawiać. - wyszeptałam błagalnie.
- Nie, słyszysz? nie możesz z nim rozmawiać. A teraz siadaj. - zatrzymał mnie, a w tym samym czasie mój przyjaciel wyszedł. Wyszedł? Rozumiecie? Dlaczego? Dlaczego nie spojrzał tu? A może to nie był on? Może wariuję? W tamtej chwili chciałam zasnąć i już nigdy nie wstać. Chciałam po prostu odejść stąd, zapomnieć.
Zrobiłam to o co prosił Justin, bojąc się skutków gdybym go nie posłuchała. Chwyciłam lampkę wina, które swoją drogą smakowało bezbłędnie i wypiłam duszkiem. Zawołałam kelnera i poprosiłam o to samo i tak kilka razy od rząd, aż poczułam, że jestem już dobrze pijana.
- No wystarczy ci na dzisiaj. - warknął szatyn. Pomógł mi wstać, zostawił odpowiednia ilość pieniędzy na stoliku i wyszliśmy. Zimne powietrze zderzyło się z moim rozgrzanym ciałem powodując dreszcz. Weszliśmy do limuzyny, a tam kolejna ilość alkoholu. Nalałam sobie do lampki, znów wypijając wszystko na raz.
- Wiesz co jest najlepsze? - nie czekałam na odpowiedź szatyna- że kiedy cie pierwszy raz zobaczyłam, pamiętasz w tedy, gdy na ciebie wpadłam, naprawdę mi się spodobałeś.
Język mi się plątał i czułam jak alkohol zawładnął całym moim ciałem. Po chwili auto się zatrzymało. Justin wcisnął ręce pod moje uda, drugą na moje plecy i tak jakbym była leciutka jak piórko podniósł mnie i wyciągnął z samochodu kierując się do wejścia ogromnego budynku, które jak mniemam było jego burdelem.
- Jesteś taki silny. - powiedziałam cicho chichocząc. W tamtej chwili nie przeszkadzało mi to, że jest porywaczem, nie przeszkadzało mi to, że wykorzystuje mnie przy każdej możliwej okazji. Przygryzłam lekko wargę, gdy chłopak wszedł do naszego pokoju.
- An, nie rób tego.
- Dlaczego? - powiedziałam seksownie wciąż przygryzając czerwoną od szminki wargę.
 - Ponieważ podniecasz mnie w tedy. - powiedział intensywnie się na mnie patrząc.
 - Tak i ?
 - I mam ochotę cie ostro pieprzyć.- warknął
 - Wiec dlaczego tego nie zrobisz? ostatnio gdy miałeś ochotę po prostu to robiłeś. - powiedziałam przybliżając się odrobinę do niego.  Chwycił mnie mocno za nadgarstek i przyciągnął maksymalnie do siebie, tak, że stykaliśmy się ciałami. Chłopak oblizał powoli wargi wpatrując się w moje oczy. Czułam, ze przeszywa mnie wzrokiem.
- Chcesz tego?- zapytał zachrypniętym głosem. Skinęłam niepewnie głową.
Chłopak nagle wpił się agresywnie w moje usta. Jego ręce wylądowały po bokach moich bioder, natomiast ja moje wplątałam w jego włosy. Pociągnęłam za ich końcówki, a w rezultacie uzyskałam warknięcie. Szatyn przejechał po mojej wardze prosząc o większy dostęp, którego nie dostał. Nagle poczułam pieczenie na pośladku przez co cicho pisnęłam. Ból nie był okropny, do zniesienia, a nawet przyjemny. Justin wykorzystał to i już po chwili nasze języki walczyły o dominację. Pocałunek nie był romantyczny, miły, był agresywny, pełen wielu mieszających się ze sobą uczuć, a także nadmiaru alkoholu. Podniósł mnie, a za chwile położył delikatnie na łóżku, wciąż nie odrywając naszych warg. Leżał teraz pomiędzy moimi nogami, a jego nabrzmiały członek ocierał się o moje centrum serwując nam dawki przyjemności. Moje dłonie sunęły wzdłuż jego brzucha, pod koszulką czułam dobrze zbudowane ciało. Zadarłam lekko koszulkę, badając gładkość jego skóry. Chwyciłam za róg materiału i czym prędzej ściągnęłam go  z niego. Gorące wargi chłopaka wylądowały na skórze na mojej szyi. Składał delikatne pocałunki, lekko przygryzał i ssał skórę sprawiając tym mi większą przyjemność.  Dłoń Justina zaczęła sunąć w górę mojego uda, aż w końcu znalazł się pod krótką sukienką. Zerwał ze mnie koronkowe majtki wyrzucając gdzieś je na podłogę. Lekko podniósł mnie ściągając ze mnie sukienkę. Zaczął składać malutkie pocałunki na moim dekolcie. Rękami wyszukałam zapięcia od jego spodni. Rozpięłam guzik, rozporek i lekko je zsunęłam w dół. Ręka chłopaka wślizgnęła się pod moje plecy odpinając stanik, który po chwili przyłączył się do reszty ciuchów na podłodze. Przybliżyłam się maksymalnie biodrami do chłopaka. Usłyszałam warknięcie i szereg przekleństw ze strony chłopaka. Nagle jego ręka sunęła niebezpiecznie blisko mojego centrum. Zaczął masować wewnętrzną stronę moich ud i sunął coraz wyżej i wyżej. Dotknął mojej łechtaczki wysyłając mnie na kolejny stopień podniecenia. Zaczął kciukiem drażnić mnie, a resztą palców bez ostrzeżenia wszedł we mnie. Zagryzłam mocno wargę.
- Krzycz moje imię kochanie. - sapnął szatyn.
- Juu. Justin - Jego kciuk czynił cuda, wygięłam plecy w łuk i czułam, że jestem naprawdę blisko, gdy nagle chłopak wysunął palce. Sapnęłam niezadowolona. Zsunął z siebie bokserki. Widziałam jego kolegę w całej okazałości. Przejechałam ręką po nim i lekko ścisnęłam. Justin cicho jęknął. Ustawił się naprzeciwko mnie i wszedł we mnie powoli. Czułam rozchodzącą się przyjemność w okolicy podbrzusza. Czułam jak wypełnia mnie od środka.
- Jesteś taka ciasna skarbie.. - jęknął szatyn. Jego ruchy były miarowe, powolne. Nagle zaczął przyspieszać. Owinęłam go nogami aby być jeszcze bliżej. Oplotłam go ramionami mocno się wtulając. Justin ciągle przyspieszał.
- Zrób to.. Dojdź dla mnie kochanie. - wyjęczał i w tym momencie doszliśmy razem. Nasze jęki zagłuszały się nawzajem. Chłopak opadł na mnie głośno dysząc. Wyszedł ze mnie raptownie powodując lekki ból pomiędzy nogami. - Byłaś świetna kochanie.- szepnął i złożył lekki pocałunek na moim czole. Nagle poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Wtuliłam się w ramie chłopaka i zasnęłam.

_____________________
HEJ ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥
dziękuję za tyyyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem. kocham was.
a co do rozdziału, to chyba nie spodziewaliście się tego, hmm?
mam nadzieję, ze się podoba 
xx do następnego