środa, 26 marca 2014

Rozdział 8

Spojrzałam niepewnie na mężczyzn. Justin wyciągnął do mnie rękę. Oblizałam powoli wargi. Chwiejnym ruchem ruszyłam w ich stronę. Czułam ich wzrok na swoim ciele, obserwowali każdy mój najmniejszy ruch. Ich wzrok wypalał mi dziurę w ciele.  Złapałam niepewnie dłoń chłopaka, który natychmiast przyciągną mnie bliżej siebie, a jego dłoń oplotła mnie w pasie.
- An. To jest..
- Bieber..Mam język.- przerwał mu postawny mężczyzna wciąż intensywnie się we mnie wpatrując. Poczułam jak mężczyzna umacnia uścisk i jeszcze bliżej - jakby to było możliwe - przycisnął nasze ciała.
- Jestem Mike. - uśmiechnął się szeroko wyciągając prawą dłoń na przywitanie. Niechętnie podałam mu swoją, jednak szybko z powrotem opuściłam ją wzdłuż ciała. Założyłam niesforny kosmyk włosów za ucho czując się nieswojo.
- Posłuchaj An..- oh nareszcie ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi, może. - On.. To znaczy.. ty.- dziwnie mówi. jakby nie chciało mu to co właśnie miał powiedzieć przejść przez gardło. - Ty jesteś jego. - dokończył oblizując usta.
- Co? - pisnęłam cicho, lekko odskakując od mężczyzny. Chyba nie spodziewali się takiej reakcji.
- Tak skarbie. Oh.. zabawimy się. - mruknął "seksownie" wybuchając śmiechem.
Justin jedynie wpatrywał się w moją zdezorientowaną twarz.
- Justin.. Proszę.. Nie oddawaj mnie mu, błagam.. Zrobię - lekko się zawahałam- zrobię wszystko co będziesz chciał, tylko proszę, nie każ mi z nim iść. - powiedziałam zanosząc się łzami. Jeśli jest coś gorszego od bycia tutaj, jest to bycie własnością tego blondyna. Był obleśny, wielki i przerażający. Za każdym razem gdy patrzę na niego wywołuje to u mnie odruch wymiotny. Coś w mojej głowie mówiło mi, że tu, właśnie tu będzie lepiej niż tam, dokąd miał zabrać mnie Mike.
Serce zaczęło niemiłosiernie mocno bić, powodując tym samym okropny ból w klatce piersiowej, a także zaczęły trząść mi się ręce.
Justin patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Spokojnie skarbie. Dobrze. Zostaniesz. Tylko się uspokój. - powiedział spokojnie chłopak, delikatnie głaszcząc mnie po plecach.
- Bieber. Nie taka była umowa! - wrzasnął nagle blondyn unosząc się z fotela, powodując tym samym, że podskoczyłam. Czułam chęć wybuchnięcia płaczem. Lecz nie mogłam. Świadomość, że są oni w pomieszczeniu blokowała mnie. Widząc mój strach Justin przyciągnął mnie tym samym sprawiając, że wtuliłam się w niego. Nie poznawałam go. To nie ten Justin, który jeszcze przed chwilą chciał mnie oddać, który jeszcze przed godziną próbował mnie zgwałcić. Położyłam głowę na klatce Justina. Pojedyncze łzy zaczęły moczyć jego koszulkę, a jego dłoń jeździła po mojej głowie próbując mnie uspokoić. Poczułam mocne dłonie na biodrach, które jednym sprawnym ruchem odciągnęły mnie od chłopaka. Mike chwycił mnie uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
- Puść mnie - pisnęłam próbując się wyswobodzić z jego objęć, jedyne co usłyszałam to niski, gardłowy śmiech, który przyprawiał mnie o nieprzyjemny dreszcz na plecach. Tak okropnie się bałam. Przez łzy zobaczyłam jak Justin zacieka dłonie w pięści.
- Puść ją. - warknął ciskając piorunami z oczu w stronę blondyna. 
- Ona jest moja. - szpnął tuż przy mojej szyi lecz na tyle głośno,  aby mógł go usłyszeć szatyn. Widać było, że jest na skraju i że lada chwila wybuchnie.  Jego oczy pociemniały, a szczęka się zacisnęła.  Usłyszałam śmiech szatyna,  a następnie poczułam jak coś we mnie uderza.  Był to Justin. Rzucił sie na nas co spowodowało, że zdezorientowany blondyn poluźnił uścisk. Korzystając z sytuacji stawonodziłam sie spod mężczyzn.  Ich pięści latały w powietrzu zadając sobie ciosy.  Wybiegłam na korytarz szukając kogoś kto mógłby mi pomóc. Gdy tylko wybiegłam z pomieszczenia wszystkie oczy były zwrócone na mnie,  no może oprócz jednego, bo facet miał zeza. Pobiegłam do mężczyzny,  ktory przedtem uniemożliwił mi ucieczkę.  Ochroniarz widząc mnie szeroko się usmiechnął.
- Wiesz,  że ci się to nie uda. - powiedział wciąż się śmiejąc.
- Nie,  po prostu chodź. Justin. . On. . On cie potrzebuje. - wyruszałam.
Mężczyzna momentalnie spoważniał. To dziwne,  ale każda osoba w tym pomieszczeniu czuje respekt do Justina, każdy go szanuje,  a może nawet go lubią. 
Szybkim krokiem udał sie do pokoju jego szefa.  Wysłany chwilę patrząc na moją szanse ucieczki.  Mogłam w końcu uciec,  mogłam być wolna.  Z dala od NY. Z dala od tego piekła, Mika i Justina.  Ale. . On przecież zrobił to dla mnie.  Przecież mógł po prostu mnie oddać. Mógł mnie zabić,  a nie zrobił tego.  Wciąż go nienawidze,  wciąż brzydze się nim.
Odwróciłam sie i ruszyłam w stronę drzwi za którymi zniknął ochroniarz, żegnając się z ostatnią szansą na ucieczkę. 
Gdy weszłam, było już po wszystkim. Justin stał epsteinąc się złowrogo w Mika, natomiast on był przytrzymywany przez ochroniarza.  Po chwili tych dwóch mężczyzn opuściło pomieszczenie. Spuściłam wzrok gdy przechodzili obok mnie. Justin stał na środku tym razem jego wzrok był utkwiony we mnie. Podszedł szybkim krokiem,  chwycił mnie za brodę abym na niego spojrzała. Jego dłoń była cała z krwi,  która teraz również była na moich policzkach.
-Pamiętaj. Zrobisz wszystko co ci karzę.
____________________________
Heej. Jak podoba się rozdział?
Krótki i pewnie masa błędów, ale to dlatego, że dodaję z telefonu.. Justin.  Hmm raz dobry raz zły.  Co o nim sądzicie? dziekuje za poprzednie komentarze <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham was i do następnego.
Zapraszam na mój drugi blog : true-big-love-jb.blogspot.com
i na ask'a ask.fm/true_big_love_jb

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 7

Rzucił mną na łóżko, a sam odpiął guzik swoich spodni. Łzy zamazały mi obraz. Zwinęłam się w kłębek, chcąc być jak najdalej od łapsk Justin'a. Byłam przerażona. Właściwie, odkąd tu jestem to uczucie nie opuszcza mnie nawet na krok. Schowałam głowę w kolanach i przykryłam ją rękami. Z moich oczu wciąż wypływały łzy, które teraz spływały strużkami po policzkach mocząc nagie uda. Poczułam dłoń mężczyzny na ramieniu, zaczął odkrywać moje ramie, odgarniając włosy. Jego rozgrzany oddech zderzył się z moją skórą, pozostawiając po sobie dreszcz. Składał delikatne pocałunki. Odsunęłam się lekko.  Podniosłam wzrok na jego twarz.  Widać było, że mój gest jeszcze bardziej go rozwścieczył. Oczy mu pociemniały i mocniej zacisnął szczękę.  Szarpnął mnie za nadgarstek tak mocno,  że aż poczułam jak w środku coś strzela. Położył mnie.  Próbowałam się wyrwać,  ale oczywiście bez skutku. Mężczyzna był dużo silniejszy.
Pisk wydostał się z moich ust, krzyczałam tak głośno, jak tylko byłam w stanie. Poczułam ból na policzku, głośne przekleństwa wydostały się z ust chłopaka. Znów krzyczałam, wyrywałam się przez co mocniej obrywałam. Próbowałam za wszelką cenę się wydostać. Poczułam mocny ból z boku. Chłopak z pięści uderzył mnie w żebra, kolejny raz i kolejny. Przestał w tedy, gdy zauważył, że przestałam piszczeć i już tak bardzo się nie broniłam. Nie miałam siły. Chłopak podniósł moją twarz i uderzył mnie z pięści. Poczułam okropny ból i ciecz, która sączyła się z mojej wargi.
- Niczego się jeszcze nie nauczyłaś? - wyrwałam brodę z jego dłoni i spuściłam wzrok. - Zawsze dostaję to czego chcę, prędzej czy później. Zawsze- powtórzył ostatni wyraz wyraźnie go podkreślając. IDIOTA. PSYCHOL.
Czułam się jak szmata. Nic nie warta suka.
Znów chwycił moje nadgarstki, które położył za moją głową, wciąż je przytrzymując. Drugą ręką rozłożył moje nogi, a sam wśliznął się po między nie. Fala paniki znów zawładnęła moim ciałem. Kolejny raz próbowałam się wydostać. Co spowodowało tylko i wyłącznie to, że mężczyzna zacisnął ciaśniej uścisk, a na jego usta wkradł się uśmiech.
- No Bratshaw, zapamiętasz tą noc, bo będzie zdecydowanie twoją najlepszą. - powiedział i znów się głupio uśmiechnął.
Błagałam, prosiłam jak tylko mogłam, ale to na nic. Ręce chłopaka błądziły po moim nagim ciele. Jego wzrok był pełen pożądania. Czułam jakby jego dotyk wypalał mi skórę. Z każdą sekundą coraz bardziej go nienawidziłam. Gdy chłopak próbował ściągnąć z siebie spodnie i przejść do części najgorszej, drzwi od pokoju się otworzyły, a w nich stanęła Molly.
- Just.. - przerwała widząc nas. Jej oczy poszerzyły się dwukrotnie widząc mnie w takim stanie. - Ja przepraszam. Nie wiedziałam - była totalnie zmieszana i próbowała zająć wzrok czymś innym.
- Nie pierdol Molly, tylko przejdź do rzeczy. - warknął Justin , schodząc ze mnie.
- James ma dla ciebie towar*. - powiedziała wciąż zmieszana. Wytarłam łzy, które wciąż kumulowały się od nowa. Mężczyzna wstał poprawił się, ubrał czarną koszulkę z kołnierzykiem w serek, miał właśnie wyjść kiedy odwrócił się i spojrzał na mnie, na jego ustach kształtował się wielki, łobuzerski uśmiech.
- Dokończymy to później skarbie. - puścił mi perskie oczko i wyszedł. W tedy wybuchłam nieposkromionym płaczem, nie przejmując się nawet obecnością dziewczyny. Usłyszałam odgłos zamykanych drzwi, a po chwili poczułam jak materac łóżka opada. Dziewczyna siedziała i nic nie mówiła, pozwoliła mi wyrzucić wszystko z siebie. Za to byłam jej naprawdę wdzięczna. Po chwili uspokoiłam się. Dziewczyna spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła, podając mi ubrania Justina, które wcześniej leżały na podłodze. Sprawnym ruchem włożyłam spodnie Justina i luźną koszulkę.
Molly pogładziła mnie lekko po plecach. Wciąż czułam okropny ból w okolicach żeber i wargi.
- Dlaczego?! Dlaczego on mi to robi?- zapytałam wciąż łamiącym się głosem.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nigdy w naszym przypadku się tak nie zachowywał, ale powiem ci jedno. - spojrzała na mnie miło. - każda dziewczyna w tym domu, razem ze mną, chciałaby, aby Justin tak reagował na nią jak reaguje na ciebie i każda chciałaby właśnie znajdować się w twojej sytuacji.
Znów się uśmiechnęła, a po chwili zniknęła za drzwiami.
PRZEPRASZAM, ŻE CO?!
 To co ona właśnie powiedziała jest chore. Jak on reaguje na mnie? Chciałaby bić bita, przypalana?
Nic z tego nie rozumiałam.
Wciąż się bałam, wiedziałam, że on wróci, że dokończy to czego chciał.
Wstałam powoli, czułam jak każdy mięsień, każda kość mnie boli. Podeszłam do lustra, które wisiało w pokoju. Było wielkie. Spoglądając w odbicie w nim - przeraziłam się.  Masa siniaków, rozcięta warga, włosy sterczące w każdą stronę, ale w tamtym momencie miałam to dokładnie głęboko w dupie.
Przechyliłam głowę w bok jeszcze przez chwile przyglądając się swojemu odbiciu. Złość zawładnęła całym moim ciałem, wzięłam z szafki jakąś ozdóbkę i rzuciłam nią prosto w środek ogromnego lustra. Szkło rozwaliło się na tysiące malutkich kawałeczków. Zadowolona z tego co zrobiłam, poszłam do łazienki. Poprawiłam włosy, zmyłam krew z twarzy i wyszłam do pokoju. Zimny i nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało, a to wszystko wróciło, znów zaczęłam płakać, zsunęłam się po ścianie, podciągnęłam kolana, schowałam w nich twarz i zalałam się łzami.
Trwałam w takiej pozycji przez dłuższą chwilę, aż do czasu gdy usłyszałam otwieranie drzwi, szybko pozbierałam się i wstałam czekając na osobę, która właśnie miała się pojawić.
Moje obawy się spełniły do pokoju wszedł Justin, ale nie był sam. Za nim wszedł mężczyzna, elegancko ubrany. Był średniego wieku, był dobrze zbudowany i miał nieprzyjemny wyraz twarzy.
Wzrok Justina od razu wylądował na szkle, które było porozrzucane po pokoju, a następnie na mnie.
- Co tu się stało do cholery? I dlaczego jesteś ubrana? - jego zimny wzrok spotkał się z moim, szybko jednak go spuściłam nie chcąc patrzeć na niego. -Dobrze, załatwimy to później, a teraz chodź, chcę ci kogoś przedstawić. - Zachęcił mnie ruchem dłoni. Nie wiedziałam co mam robić? Iść? Stać? A może zacząć uciekać? Ale czy to wszystko ma sens?


* nie tu nie chodzi o towar - narkotyki - wszystko wyjaśni się potem. ;)

________________________________________________
Heej <3
Wiem. jestem okropna. nie dodawałam rozdziałów.
Obiecywałam, a potem się z tego nie wywiązywałam. tak wiem i chciałabym was za to mocno przeprosić.
Nie bardzo mogę się z tego wytłumaczyć, bo to odobista
sprawa. ale chce was jeszcze raz mocno przeprosić <3 wybaczcie mi to <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥
zapraszam oczywiście na mojego drugiego bloga true-big-love-jb.blogspot.com
i ask'a :http://ask.fm/true_big_love_jb
ZA ewntualne błędy przepraszam rozdział nie sprawdzany <3