czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 6




**** ANNA POV ***

 Mimo tego, że wyrywałam się, kopałam i piszczałam mężczyzna wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Po drodze wiele oczu było zwróconych w naszą stronę. Nikt nie wiedział co się wydarzyło. Wstydziłam się, byłam całkowicie naga i próbowałam zasłonić się małym materiałem, który miałam w reku. Słyszałam po drodze pogwizdywanie i głupie komentarze w naszą stronę. Gdy tylko doszliśmy do pomieszczenia chłopak sprawnym ruchem otworzył drzwi i wszedł wciąż trzymając mnie na rękach. Szedł w stronę łazienki. Otworzył kolejne drzwi i postawił na zimnej, kafelkowej posadzce. Zatrzasnął za nami drzwi przekręcając w nich klucz. Stałam cały czas w tym miejscu, w którym postawił mnie Justin. Patrzyłam w dół na swoje stopy. Znów czekałam na najgorsze. Czuję się brudna. Zużyta. Bezsilna. Wciąż czuję uścisk Kevina na udach, nadgarstkach, wciąż czuję jego ogromne łapska sunące po moim ciele. I ten moment w którym odebrał mi moje dziewictwo. Nie skrzywdził mnie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Każdy szczegół dokładnie wrył mi się w pamięć, nigdy nie będę w stanie tego zapomnieć.  Usłyszałam odpinanie paska, momentalnie mój wzrok padł na mężczyznę stojącego naprzeciwko. Powtórka z rozrywki? Oddech utknął mi w gardle, zaczęłam się trząść. Po chwili on stał już przede mną zupełnie nago. Lekko popchał mnie do tyłu tym samym sprawiając, że znaleźliśmy się pod prysznicem. Chłopak odkręcił wodę i pozwolił zmoczyć nas całych. Wciąż nie spuszczaliśmy z siebie oczu. Próbowałam cokolwiek z nich wyczytać. Miał nieprzewidywalny wyraz twarzy, taki dziwny, taki bez emocji? Sama nie wiem. Do ręki wziął gąbkę, która leżała niedaleko nas. Przejechał po moim nagim obojczyku. Syknęłam z bólu nieświadoma, że nawet w tym miejscu znajdowała się rana i siniak. Delikatnie sunął po nowych ranach na całym moim ciele. Nalał odpowiednią ilość płynu do kąpieli na swoją dłoń delikatnie masując moje ciało. Zapytacie pewnie czy się nie bałam, dlaczego się nie odsunęłam? Otóż odpowiedź jest prosta : Miałam już kompletnie dość swojego życia, wszystko było mi obojętne. Błądził dłońmi po mojej skórze. Nie ominął moich piersi i tyłka. Przycisnął lekko nasze ciała. Schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Woda wciąż padała na nas z góry. Jego dłonie po raz drugi zetknęły się z moim tyłkiem. Lekko ścisnął moje pośladki, przez co głośno wciągnęłam powietrze. Usłyszałam cichy chichot chłopaka. Splatał nasze palce i lekko poniósł je w górę. Spojrzał na moją dłoń, a jego twarz wykrzywiła się.
- Obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz. - powiedział wskazując na rany powstałe przez kawałek butelki. Nie rozumiem go. Sam mnie bije, przypala mi skórę, poniża, więc dlaczego nie chce żebym ja to robiła ? Wciąż patrzył na mnie, oczekując odpowiedzi, zamiast to spuściłam wzrok. - An.. - widać było, że traci cierpliwość.
- Nie zrobisz tego więcej. - przyłożył usta do rany na nadgarstku. - nie przeze mnie. - Kolejny raz pocałował mnie w miejsce rany. Puścił moją dłoń, wyszedł z kabiny, owinął się ręcznikiem i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą. Pozwoliłam każdej łzie spłynąć po moich policzkach. Oparłam się o ścianę, a następnie obsunęłam się po niej chowając głowę w kolanach.

*** JUSTIN POV ***
Byłem tak wściekły.. Na siebie, na nią - na wszystko. Wyszedłem z łazienki i rzuciłem przez cały pokój wazą, która akurat miałem pod ręką. Przeleciał przez cały pokój rozbijając się na tysiąc małych kawałeczków po zetknięciu ze ścianą. Założyłem czyste bokserki i spodnie. Opadłem bezsilnie na łóżko. Cisze zakłócił mi głośny płacz dziewczyny dochodzący zza drzwi. Wiem, że dużo przeszła, wiem, że cierpiała przeze mnie i jeszcze przez tego debila. To zbyt wiele dla tak drobnej osóbki jak ona. Biłem się z myślami. Czasem nawet przez głowę przeszedł mi pomysł o wypuszczeniu jej, ale w tedy odzywała się moja druga strona. Druga egoistyczna strona. W końcu dźwięki ustały. Cholera, jeśli sobie coś zrobiła? Ruszyłem szybko w stronę łazienki. Otworzyłem drzwi z impetem, a tam zastałem dziewczynę owijającą swoje drobniutkie ciałko czarnym ręcznikiem. Jej oczy były puste, bez emocji. Co chwile pociągała nosem. Ominęła mnie nawet na mnie nie patrząc. Weszła do pokoju i otworzyła szafę. Bratshaw, którą porwałem była inna od tej dziewczyny, która stała właśnie przed meblem, szukając czegoś. Była zawzięta, walczyła, a tej było wszystko obojętne. Mimo to jej język na pewno się nie ukrócił.
- Masz jakieś normalne ubrania? - spytała wciąż na mnie nie patrząc.
- Chyba nie zapomniałaś, że śpimy...
- Jakbyś dał mi zapomnieć. - warknęła przerywając mi w połowie zdania. Tak jak mówiłem, nadal jest pyskata. Podałem jej swoją koszulkę i krótkie spodenki. Na pewno będą na nią za duże, ale jak chciała...
Odwiązała ręcznik, który automatycznie opadł na ziemię. Mój kolega zaczął wariować, a oczy były głodne tego widoku. Zwilżyłem swoje usta próbując się kontrolować. Przyparłem ją do szafy. Nasze ciała były tak blisko, że nawet kartka papieru między nimi by się nie zmieściła. Oczy dziewczyny otworzyły się szeroko i po raz pierwszy na mnie spojrzała. Było widać, że jest przerażona. Serce zaczęło jej tak szybko i głośno bić, że nawet ja mogłem je też usłyszeć. Miała lekko rozchylone usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zbyt była przerażona. Złączyłem nasze usta w brutalnym pocałunku. Po chwili poczułem małe piąstki na mojej klatce. Dziewczyna zebrała chyba całą swoją siłę i odepchnęła mnie. Widziałem łzy w jej oczach.
- Proszę.. - szepnęła cicho.
- Jemu dałaś, więc dlaczego mi nie dasz? Możesz być pewna, że ze mną będzie ci o wiele lepiej. - powiedziałem z uśmiechem na twarzy i puściłem jej perskie oczko. Mimo uśmiechu w środku działo się we mnie wszystko, złość, rozbawienie, wszystko było kwestią tego, że zaraz wybuchnę... Poczułem na policzku pieczenie, co spowodowało zenit. Dłonie zacisnąłem w pięści, oczy mi pociemniały, a krew we mnie wrzała. Widząc to dziewczyna pozbierała szybko ręcznik, ponownie się nim zasłoniła i uciekła z pokoju.
- Nie uciekniesz. - warknąłem. Wiedziałem, że szykuje się dobra zabawa. Wyszedłem za nią. Dalej było mnóstwo ludzi. Przepychałem się po między mężczyznami. W końcu sali ujrzałem moją zgubę. Jeden z ochroniarzy trzymał ją na rękach, a ta próbowała się mu wyrwać. Ten widok był w miarę zabawny. Wiadomym jest, że tymi małymi piąstkami nie wiele zdziała. Podszedłem do niego.
- Coś ci szefie uciekło. - powiedział śmiejąc się postawny Ben, wciąż trzymając wierzgającą An. Przerzuciłem sobie ją przez ramie tak, że jej tyłek bym mniej więcej na wysokości mojej głowy.
- Puść mnie ty..- warknęła uderzając mnie w plecy. Dostała porządnego klapsa w tyłek przez co pisnęła, z moich ust wydobył się głośny śmiech. Już po chwili z powrotem byliśmy w naszym pokoju. Rzuciłem ją na łóżko  sunąc wzrokiem po jej ciele. Zatrzymałem wzrok na jej twarzy. Oczy były pełne łez. patrzyła nimi na mnie czekając na wszystko.

_____________________________________
Hej ;<
Kurwa, wiem.. okropny rozdział, zjebałam wszystko.
Nie dodawałam, bo mnie nie było w domu i nie miałam dostępu do bloggera.
Tak bardzo przepraszam.. ;<
Nie planowałam tego.
Wybaczycie mi ?
Bardzo was kocham <3
Dziękuję za poprzednie komentarze <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥Zapraszam na aska, wiem, że nie odbędzie się bez hejtów.. http://ask.fm/true_big_love_jb
 

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 5


***ANNA POV***

Obudziłam się. Promienie słońca wlatywały przez okno. Poczułam, mocno przyciśnięte do mnie ciało mężczyzny. Najgorsze jest to, że wciąż jesteśmy nadzy. Czułam obrzydzenie.  Brzydzę się każdej najmniejszej części swojego ciała. Słyszałam powolny,  spokojny oddech chłopaka. Wszystko wskazywało na to,  że śpi,  w tedy pojawiłby się cień szansy na ucieczkę.  Odwróciłam głowę i napotkałam intensywny wzrok chłopaka. Moje szanse na ucieczkę znów były równe zero. Jego dłoń wylądowała no moim policzku lekko go głaszcząc. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Spokojnie. - powiedział zachrypniętym głosem, lekko się uśmiechając. Drugą ręką zaczął sunąć po moim nagim boku,  zatrzymując się przez chwilę na biodrze, tylko po to aby za chwilę zjechać bliżej mojego kobiecego centrum.  Odsunęłam się szybko przerażona jego zamiarami. Z ust chłopaka wydobył się śmiech,  ale nie był on szczery,  jakby był zawiedziony z samego siebie,  nie ze mnie. Opuścił ręce pozwalając im bezwładnie opaść po bokach. Głośno westchnął zawiedziony, a następnie wstał ukazując swoje całe nagie ciało.
Odwróciłam wzrok.  To było dość żenujące.
- Ty też się ubieraj.- powiedział mężczyzna. - Dziś zaczynasz.
- Nie będę twoją dziwką. Możesz mnie zabić, przypalać, bić. Co chcesz,  ale nigdy nie będę dziwką. - wysyczałam z jadem w głosie.
- Jesteś tego pewna? - stanął przede mną. Następnie podniósł mnie abym była na wysokości jego twarzy.  Jego wzrok był  tak intensywny,  jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. Skinęłam powoli głową, a odwaga, którą jeszcze przed chwilą miałam, wyparowała i nie było po niej śladu.
- Dobrze,  jak chcesz.  Wciąż mnie zadziwiasz Bratshaw. Ale lepiej się ubierz, chyba, że chcesz nago latać przed napalonymi sukinsynami. - zaśmiał się i rzucił mi jakieś ubrania.




           ***NOBODY POV***
Dziewczyna chodziła z tacą, za nią chodził wielki mężczyzna zamówiony przez Justina.  Sztuczny uśmiech cały czas widniał na twarzy dziewczyny - tak jak mówił jej mężczyzna.  Jej "szef" kazał założyć wysokie, czarne szpilki, krótkie, odsłaniające pół pośladka, świecące spodenki i bralet.  Źle się czuła wyglądając tak. Mimo to lepiej niż inne dziewczyny - pomyślała lekko się pocieszając.
Reszta dziewczyn zajmowała się klientami.  Mężczyzna o imieniu Kevin cały czas wlepiał swój pełny pożądania wzrok w tyłek dziewczyny co chwilę przygryzając i oblizując wargi.  Był wynajęty do pilnowania jej, aby nie mogła uciec. Justin wolał się ubezpieczyć.
W głowie szatyna cały czas była młoda An, którą traktował jak gówno.. To było silniejsze od niego. Musiał to zrobić. Jest tak bardzo podobna do niej. Wszystko w jego głowie kręciło się wokół nastolatki. Tak pięknej nastolatki.
Dziewczyna próbowała się trochę rozluźnić i zapomnieć o otaczającym ją świecie pełnym napalonych, obrzydliwych staruszków. Po jakimś czasie i kilku kieliszkach tequili udało jej się to. Nie zwracała uwagi już na chodzącego za nią jak cień Kevina, ani na głupie docinki starszych mężczyzn.
Oficjalnie według Justina była dla nich nie do ruszenia i każdy w pomieszczeniu o tym wiedział. Młody alfons traktował ją jak swoją własność i każdy wiedział, że nie może jej ruszyć. Wiele napalonych mężczyzn nie odwracało od nastolatki wzroku.

 Kiedy zbliżała się jej przerwa w "pracy" udałą się do pokoju jej i Justina, aby odetchnąć.
Silny i postawny mężczyzna ruszył za nią. Wiedział, że była lekko wstawiona, bezbronna i sama. Nikt im nie mógł przeszkodzić.
Wszedł do pomieszczenia za dziewczyną mocno trzaskając drzwiami, przez co Anna, aż podskoczyła.
- Możesz mnie zostawić samą? Stąd i tak nie ma drogi ucieczki. - wysyczała blondynka, a język trochę się jej plątał. Chłopak jakby zlekceważył słowa dziewczyny. Przybliżył się do niej rozpinając pasek od spodni.
- Wyjdź stąd! - wrzasnęła An przerażona. W odwecie jedyne co usłyszała to niski śmiech mężczyzny.
- On ci tego nie daruje- warknęła. Próbowała w jakikolwiek sposób obronić się przed natarczywym Kevinem. Alkohol w jednej sekundzie z niej wyparował. Chłopak przyparł ją do ściany. Zaczęła z całych sił uderzać go gdzie tyko popadnie. Chwycił jej nadgarstki i przygwoździł mocnym uściskiem nad jej głową. Piszczała, a łzy spływały po policzkach strumieniami. Olbrzymia ręka zdarła z niej górną część stroju pozostawiając ją jedynie w skąpych spodenkach.
- Ohh. nie rycz. Dobrze wiemy, że tego chcesz. - warknął mężczyzna coraz mocniej naciskając na dziewczynę. Wierzgała nogami, kopała gdzie popadnie. Zdołała wyślizgnąć dłoń z uścisku i podrapała go po twarzy zostawiając czerwone ślady. Chłopak chwycił za twarz krzycząc i wyzywając dziewczynę. Przez chwilę nieuwagi chłopaka dziewczyna rzuciła się w ucieczkę, ale on zdołał ją złapać tuż przed drzwiami. Krzyczała jak najgłośniej mogła.
- Ty suko. - warknął i rzucił ją na podłogę. Dziewczyna mocno uderzyła się w tył głowy. Poczuła jak kręci się jej w głowie i robi słabo, mimo to nie zemdlała i dalej próbowała się wydostać z rąk Kevina.


W tym samym czasie nic nieświadomy Justin rozmawiał z zadowolonymi klientami przy barze. Wciąż próbował wynaleźć w tłumie drobniutkie ciałko dziewczyny. Jej przerwa skończyła się już dobre 10 minut temu, a jej nadal nie ma. Wkurzony szatyn udał się w stronę swojego pokoju. Głośna muzyka zagłuszała piski i wołanie o pomoc dziewczyny.  Wchodząc zobaczył coś czego się nie spodziewał. Mężczyzna, którego wynajął leżał na nastolatce i ją pieprzył, a jego ręce błądziły po nagim ciele dziewczyny. Ta zaś krzyczała i wierzgała. Łzy spływały po jej policzkach. Momentalnie Justinowi krew zastygła, ręce zacisnęły się w pięści, a oczy pociemniały. Kevin nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktoś wszedł do pokoju. W głowie miał tylko jedno. Chciał dziewczyny bardziej niż czegokolwiek innego. Chciał jej teraz, tu. Nie liczyło się nic. Po chwili oderwał go wściekły Justin od nastolatki. Chłopak wstał, poprawił się i już po chwili razem z szatynem toczyli zaciętą walkę. Jako pierwszy zadał cios Justin. Jego pięść zderzyła się z twarzą blondyna. Uderzał tak, aż sam nie dostał w żebra od Kevina. Zgiął się w pół. Chłopak nie był mu dłużny i zadał znów kilka trafnych ciosów. Już po chwili Justin siedział okrakiem na Kevinie okładając jego twarz pięściami. Zakończył to skręcając kark mężczyźnie. To nic czego by wcześniej nie robił. Wszędzie była krew, na rękach, na koszuli chłopaka, na podłodze. Odwrócił wzrok szukając dziewczyny. Nigdzie jej nie było, a drzwi były otwarte.
Wybiegł z pokoju, szukał wzrokiem dziewczyny. Wciąż wszystko w nim siedziało. Żadna z emocji nie opadła. Wiedział, że to wszystko wydarzyło się przez niego, że gdyby nie on nic by się jej nie stało.
- Widziałaś An? - rzucił do przechodzącej obok Amandy.
- Pobiegła chyba do łazienki. - odpowiedziała, a następnie udała się wraz z klientem w przeciwną stronę. Kamień spadał mu z serca wiedząc, że nie uciekła. Wie, że takie podejście było dość egoistyczne, ale bał się też o siebie. Bał się, że może jej już nigdy nie zobaczyć.
Wbiegł do pomieszczenia. Przeszukiwał osobno kabiny. Z niektórych słychać było odgłosy należące do jego dziewczyn i ich  klientów. Ostatnia była zamknięta i żadnych odgłosów dochodzących ze środka.
- An, jesteś tam. ?- zdesperowany chłopak zaczął dobijać się do drzwi. Stukał pięścią. Nic, cisza. - An, do cholery. - wrzasnął. Usłyszał ciche łkanie i pociąganie nosem. Wiedział, że tam jest. Wiedział, że żyje. Wiedział, że nie uciekła. Wiedział też, że on ją skrzywdził. - proszę cię, otwórz.
Powiedział szeptem. Drzwi od drugiej kabiny się otworzyły, a z nich wyszła Sam z dużo starszym mężczyzną. Wiedziała, że lepiej będzie jeśli zostawi ich samych.
Chłopak był jej za to wdzięczny. Byli teraz sami.  Czekał dłuższą chwilę, ale drzwi nadal były zamknięte. Nie wytrzymał, wyważył je. Widok był przerażający. Dziewczyna siedziała skulona w kącie. Wszędzie była krew. Była pół naga. Jej policzki były okryte rozmazanym makijażem. Oczy były napuchnięte od płakania. Próbowała się zasłonić przed Justinem. Czuła się brudna, nic nie warta. Żałowała tego, że żyje, że się urodziła.
Bardzo mała rzecz zaciekawiła Justina. Mianowicie był to odłamek szklanej butelki, cały we krwi. Podszedł szybkim krokiem do dziewczyny. Przestraszona próbowała uciec, lecz nie miała gdzie przytulona do ściany. Chłopak podniósł z ręki dziewczyny materiał i zobaczył długi rany wzdłuż jej ręki. Serce mu zamarło.
- Ja.. ja nie wiem co powiedzieć. Przepraszam - wyjąkał chłopak w przerażeniu. An wciąż płakała.
- Nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę. - wyszeptała.

__________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Hej, hej heej <3
Co tam, jak tam?
Rozdział podoba się?
Mam nadzieję, że tak.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3
MAM teraz ferie więc rozdziały będą częściej.

zapraszam :DRUGIE OPOWIADANIE <3
ASK
odpowiadam na wszystko <3

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 4

Poczułam lekkie potrząsanie za ramiona co zmusiło mnie do powrotu do "żywych". Ból był tak okropny. Czułam, że to nie koniec.  Czułam, że coś jeszcze szykuje dla mnie. Krzyczałam tak głośno jak tylko potrafiłam. Chłopak stał i dalej palił papierosa.  Dlaczego to właśnie ja? Mogłam się utopić tylko gdy była taka możliwość. Mniej cierpienia. Mniej bólu. Mniej satysfakcji dla tego idioty. 
- Skarbie,  ja dopiero się rozkręcam. - powiedział i zaciągnął sie po raz kolejny dymem,  nastepnie znów przyłożył mi go do skóry. Ten nie wyobrażalny ból. 
- Przestań,  proszę. - prosiłam po między łzami.  On nie przestał,  tylko jeszcze mocniej przycisnął do ręki. 
- Błagam. - już ostatkami sił zdołałam jeszcze coś wydukać.
- Ja też prosiłem. - rzucił końcówkę papierosa na podłogę i zadeptał go butem. - Też prosiłem Rose.
Oczy mu zaszły łzami. Sfrustrowany pociągnął za końcówki włosów i odwrócił sie tyłem. Rose? 
Przetarł twarz i wrócił do poprzedniej pozycji. 
- Gdzie masz ubrania? - spytał. Najwyraźniej chciał zmienić temat. Nie odpowiadałam, wpatrując się w jeden punkt na podłodze. 
Poczułam ostry ból na policzku.  Jak mogłoby być inaczej?  - Niczego się nie nauczyłaś suko?
- A to co mam na sobie to na co ci wygląda? - odparłam chamsko.
- Chyba zapomniałem,  że jesteś taka wyszczekana. Ale ty również o czymś zapomniałaś. - kolejny cios w twarz.  Wyszedł wściekły głośno trzaskając drzwiami. Kolejne łzy spływały po gorącym policzku.  Po chwili mężczyzna wrócił.  Był wściekły. Miał coś w ręce. Położył to obok mojego krzesła,  a sam ukucąnął przede mną.  Patrząc mi się prosto w oczy.
Jego wzrok był intensywny. Nie odrywając wzroku, zaczął rozwiązywać sznury.
- Wstań! - warknął zaraz po rozwiązaniu guzłów. Zrobiłam to co kazał.  Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.  Podniósł to co wczesniej rzucił.  Podał mi to.  To była ta okropnie krótka spodniczka.
- Nie ubiórę tego.  - powiedziałam stanowczo.
- Pomóc ci? - zapytał, a na jego twarzy kształtował sie obrzydliwy uśmiech. Podszedł i położył łapska na moich biodrach.  Zjechał niżej, nastepnie przeszedł do zapięcia spodni.  Powoli odpiął guzik i spojrzał na mnie. Wciąż miał ten uśmiech.
- Zostaw mnie!  - wrzasnęłam i uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz.  Byłam pewna, że mnie uderzy.  Nic. Potarł czerwony policzek, ale i tak nie przestał sie uśmiechać.
- Dobrze,  to zrób to sama. - wskazał ruchem ręki abym kontynuowała zaczętą przez niego czynność. 
Chyba bardziej nie mogłam być upokorzona. 
- Odwróć się. - powiedziałam,  a on sie tylko głośno zaśmiał. Wiedziałam, że nie zrobi tego.
- Nie ma takiej potrzeby. - powiedział spokojnie. 
Dziwny człowiek. Jak z sekundy na sekundę może się zmienić o 180 stopni?  Tak 180, bo i tak nie pozwoli mi stąd wyjść.
Odpięłam rozporek i zsunęłam spodnie nisko.  Czułam, że wypala mi dziurę w skórze przez intensywność jego spojrzenia.
Ściągnęłam je całkiem i gdy miałam juz ubierać tą cholerną spódniczkę on chwycił mnie za nadgarstek.  Serce stanęło, a oddech przyspieszył. 
- To też. - powiedział nieco ściszonym głosem, wskazując na bieliznę. 
- Niee.  Proszę...- kręciłam głową, a w oczach zbierały się kolejne łzy. 
Patrzył na mnie niewzruszony. Wyrwałam rękę z jego.  Szybkim ruchem zdjęłam różowe, koronkowe majtki. Patrzyłam na jego twarz,  niestety on patrzył się niżej oblizując przy tym usta. 
- Zdecydowanie lepiej. - skomentował sunąc wzrokiem tam i spowrotem.  Brzydze sie nim.  Jest okropny.  Kto robi takie rzeczy drugiemu człowiekowi?! Dlaczego to robi?  Kim jest Rose?
Spojrzałam na rękę,  gdzie były oparzenia po papierosie - blizna na całe życie.  Sądząc po tym,  że jestem w tym miejscu, , dużo życia mi nie pozostało. Jednego byłam pewna - NIE ZOSTANĘ JEGO DZIWKĄ!  Może mnie bić, przypalać cokolwiek,  ale ja znam swoją wartość i nikt mnie nie będzie poniżał w ten sposób.  Wystarczy,  że dziś widział wszystko Justin. Sam fakt, że musze to nosić i wyglądać jak dziwka jest upokarzające.
Pociągnął mnie za ramię i wyszliśmy z piwnicy.  Minęliśmy żółte drzwi,  a ja nie wiedziałam co się dzieje.  Wyszliśmy na górę schodami.
Był to zwykły dom. Kuchnia, łazienka, salon i jeszcze inne pomieszczenia.  Po drugiej stronie salonu było wielkie okno, a za nim piękny widok Nowego Jorku w nocy.
Serce łamało się mi na milion kawałeczków widząc to i 0 możliwości na ucieczkę z tego piekła. Ruszyłam w stronę parapetu wpatrując sie w kolorowe od świateł wieżowce. Pojedyncza łza wydostała się  spod powieki,  ale nie dałam jej spłynąć, szybko ją ścierając.  Chciałam być wśród tych ludzi ciesząc się beztrosko życiem.
- Nic nadzwyczajnego. - skomentował Justin stając tuż nade mną. Tak bardzo potrzebowałam tego widoku.  Myślę czasem o Brad'zie,  mając nadzieję, że z nim wszystko dobrze.  Jest jedyną osobą, ktora mnie rozumie, z którą mogę być sobą. Osobą którą kocham. Jest najlepszym przyjacielem. 
- Chodźmy dalej. - udałam się za chlopakiem.  Weszliśmy do ostatniego pokoju. - będziemy mieli razem pokój, bo jak już pewnie zauważyłaś tam są tylko 4 łóżka, ale to jest tylko dobry pretekst,  żeby mieć cię przy sobie całą noc. - tak,  ale tu jest tylko jedno łóżko. Cholera czy on chce?  Po moim trupie.  Chłopak wziął telefon,  a po chwili przyłożył go do ucha.
- Amanda.  Przyjdź do mojego pokoju,  tylko weź rzeczy An. - rudowłosa odpowiedziała mu coś po czym się rozłączył.  Już po chwili dziewczyna wparowała do pokoju trzymając "moje" rzeczy.
- Hm.  Ona chyba nie bedzie tu gdy my?  - posłała porozumiewawacze spojrzenie Justin'owi.
- Nie. Bo dzisiaj śpisz u siebie. - rzuciła mi złowrogie spojrzenie i wyszła wcześniej rzucając ubrania na podłogę.  Chętnie bym jej to miejsce odpuściła.
- Rozbieraj się.- odezwał się  zaraz po tym jak dziewczyna wyszła.
- Co?
- Rozbieraj się. Skarbie, wiesz,  że bez skrupułów mógłbym cię zabić,  więc rób to co mówię. - bojąc się posłuchałam go.  Już po chwili stałam naga przed Justinem. Jestem tchorzem. Z jednej strony wolałabym żeby mnie zabił,  lecz z drugiej strony miałam cichą nadzieję, że to szybko się skończy, a ja o wszystkim zapomnę.  Oblizał dolną wargę wpatrując sie we mnie.  Spuściłam wzrok zawstydzona. Czułam, że moja twarz płonie.
Usłyszałam odpinanie paska.  Serce się  zatrzymało.
- Nie wstydź się. Jesteś piękna. Wypij to i idziemy spać. - podniósł lekko moją głowę i podał szklankę z sokiem. To trucizna? Zanim upiłam trochę cieczy na początek ją powąchałam. Nic.  Pachniała jak mój ulubiony sok pomarańczowy. Chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku. Wypiłam do końca według rozkazu Justin'a.  Od razu poczułam jak moje powieki robią sie cięższe.
Położyłam się jak najbliżej rogu łóżka by być jak najdalej od mężczyzny. Poczułam jak Justin się kładzie,  a następnie przyciąga mnie do siebie, przyciskając nasze gołe ciała.
Brzydziłam się każdego mm swojej skóry.
Mimo to,  nie mogłam zapanować nad tym, że robiłam się coraz bardziej senna.  Co on mi dodał?
__________________________________________
HEJKA <3
Jak podoba sie rozdział?
Wydaje mi sie, że nie jest najgorszy chociaż nie podoba mi sie w 100%
Dzięki za komentarze <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ