wtorek, 11 listopada 2014

PROOOSZE !

HEJ ludziska.. Wiem że was zawiodłam, ale too ważne dla mnie !
Ja OBIECUJE, że dodam rozdział już niedługo !
Ale teraz prosze was... jesteście NASZĄ ostatnią szansą. !
Proszę o lajki tutaj PLISKA !!! ... tak wiem LAJKI ŻYCIEM ale tu chodzi o coś innego ! <3 PLISKA !!! PLISKA !!! PLISKA !!! PLISKA !!! PLISKA !!! PLISKA !!!

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 13

Obudziłam się o dziwo wyspana. Słyszałam miarowe bicie serca, zerwałam sie. Usiadłam na łóżku, czyli to nie był sen? Ja to wszystko zrobiłam? Jak to możliwe? 
Chłopak, na którym jeszcze przed chwilą spałam, przewrócił się na bok obejmując ponownie mnie w talii. Spięłam się, a łzy zebrały się w moich oczach. Idiotka - mówił głos w mojej głowie. Nie mogłam się z nim nie zgodzić, ale ta noc była inna, Justin był inny. Naprawdę mi się podobało, naprawdę było mi dobrze. To srawiło, że poczułam się jak dziwka. 
Satyn warknął cicho, a za chwile otworzył swoje piękne oczy. Momentalnie przykryłam się cienkim materiałem starając zasłonić swoje ciało. 
- Dlaczego już nie śpisz? - zapytał wciąż zachrypniętym głosem. To pytanie wydało mi sie tak absurdalne, że nie odpowiedziałam na nie.
Głowa zaczęła mi mocno pulsować, przez co się skrzywiłam, wydawałoby się, że mężczyzna znowu zasnął.
Przyglądając się mu, zsunęłam się z łóżka stawiając cicho nogi na pogłogę. Oczywiście Bóg jest jak zwykle przeciwko mi, nagle podłoga pod moimi nogami zaczęła niemiłościernie skrzypieć. Przygryzłam wargę czekając na jakąkolwiek reakcje ze strony mężczyzny. Nic. Spał. Chwilę rozmażyłam się roztapiając się w pięknej i jakże spokojnej twarzy Justina. Dlaczego on taki jest? Czy możliwe jest to, że normalny człowiek posunąłby się do takich czynów? Nie mówię już o burdelu, ale czy znęcałby się na całkiem obcej osobie? Czy przypalałby, bił bez powodu? Na samo wspomnienie tych krzywd skrzywiłam się, a piękno chłopaka wyparowało. Prysło jak bańka mydlana. Owinęłam się materiałem i ruszyłam w stronę łazienki.

Po wykonaniu toalety, której tak bardzo potrzebowałam, wyszłam i przeraziłam się, chłopaka nie było na łóżku. Gdzie on do cholery był?
A może to lepiej? Co ja pieprzę, było bardzo dobrze, że sobie poszedł. Sama świadomość tego co wydarzyło się wczoraj była przytłaczająca, a co dopiero jego obecność teraz. Lepiej dla mnie, że go nie było. Przeszłam przez pokój kierując się wprost do szafy. Rozsunęłam od niej lewe drzwi, gdzie zauważyłam tylko ciemne ubrania chłopaka. Nie mając wiele do wyboru zdecydowałam się na luźną bokserke chłopaka, która sięgała mi do połowy uda, na nogi wsunęłam jakieś za duże spodenki i można było stwierdzić, że byłam gotowa. Poczułam wielkie, ciepłe dłonie na biodrach i przyjemny oddech na plecach. Wzdrygnęłam sie zaskoczona tym, że znalazł sie w pokoju spowrotem, a ja nawet nie zauważyłam kiedy.
Zetknął swoje rozgrzane usta z tak samo gorącą skórą na mojej szyi.
- ślicznie wyglądasz, jak się spało skarbie? - SKARBIE?  Poraził mnie jego dobry humor. Co spowodowało, że był taki... miły?
- Justin - wyjęczałam niekontrolowanie, gdy znów zaczął składać mokre pocałunki i pieścić językiem moją skórę.
- kocham słuchać swoje imie z twoich ust. Powtórz je. - nic. Milczę. Nie moge dopuścić aby sytuacja, która miała miejsce wczoraj ponownie zaistniała, a w stanie w jakim aktualnie się znajdowałam mało nie brakuje abym się na niego rzucić i krzyczeć jego imie podczas jednego z orgazmów. Tak, byłam cholernie podniecona. On również, a jego dowód na to wbijał mi się w pośladki. Ale czy on kiedykolwiek nie jest podniecony? Od kąd go "znam" ciągle jest nienasycony. Chcąc usłyszeć swoje imie docisnął mnie  jeszcze bardziej do siebie. Ohh tak, teraz wiedziałam jak bardzo jest podniecony. Przygryzłam wargę walcząc wewnątrz ze sobą aby nic nie wyszło z moich ust. Czułam i słyszałam jak moja kobiecość aż krzyczy jego imie.
- Nie. - warknęłam i odsunęłam się od mężczyzny, obracając się aby móc na niego spojrzeć. Od razu tego pożałowałam, ciepło ramion mężczyzny, które otaczało mnie jeszcze chwilę temu, zniknęlo. Poczułam chłodne powietrze, którego wcześniej nie zauważyłam. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Mina chłopaka była nie do wyczytania. Żadna z emocji nie wyszła wykrzywiając tą jakże piękną twarz. Jest na mnie zły? Jasne, że jest idiotko, przecież przed chwilą odmówiłaś mu przyjemności. Zbeształam samą siebie.
 - to co było wczoraj było pomyłką. Jedną wielką pomyłką, ktora więcej się nie powtórzy. Równierz nie zmienia tego co do ciebie czuje. Wciąż cie nienawidze. - warknęłam, a przy ostatnim zdaniu czułam dziwne ukłucie i uczucie, że sama siebie okłamuję. Szybko jednak odgoniłam tę myśl.
- Oh, doprawdy? - wyraz jego twarzy minimalnie się zmienił, jego usta wykrzywiły się w ledwie widoczny uśmiech. - przez sen mówiłaś zupełnie co innego.
Moje oczy otworzyły się sześć razy szerzej niż zazwyczaj, a jego uśmiech był teraz doskonale widoczny. W gardle czułam ogromną gule, nie mogłam nic powiedzieć.
- Chociarz, w sumie... tak głośno chrapałaś, że nie wiem czy to dokładnie to było. Niee, jednak gdy się tak teraz namyślę, to mówiłaś same dobre rzeczy na mnie. Tak, to było to.
- Pieprzysz... - wyszeptałam. Wciąż sie śmiejąc oblizał powoli wargi. Ohh, wyglądał teraz tak seksownie. Nie, przestań! Rozsądek wziął górę. - Ty kłamiesz. - warknęłam oskarżycielsko wskazując na niego palcem. Jego reakcja była natychmistowa, zaczął głośno się śmiać. Pierwszy raz widziałam go takiego szczęśliwego. To nie codzienny widok. A szczęśliwy Justin to jeszcze przystojniejszy i seksowny Justin. Byłam w tamtym momencie zbyt zdenerwowana, aby móc bezczynnie stać i patrzyć na niego.
- Ty idioto. Jak mogłeś? Ty wredny kłamco. - wystartowałam wporst na niego uerzając moimi małymi pięśćmi w jego tors. - jesteś okropny. Dlaczego? Ty..- mój potok słów zatrzymał swoimi ustami, a ręce chwycił w mocnym uścisku uniemożliwiając mi zadanie kolejnych ciosów. Pocałunek był namiętny, pełen wielu różnych emocji. Przygryzł lekko moją dolną wargę, w odwecie jęknęłam. Mężczyzna wykorzystał sytuację i wśliznąl się swoim do moich ust. Nasze języki walczyły o dominację, poruszając się chaotycznie. Puścił moje dłonie tylko po to aby móc przyciągnąć mnie jeszcze bliżej. Jego ręce wylądowały na moich pośladkach dwlikatnie je pieszcząc. Sunął nimi w dół ud. Znalazł koniec materiału luźnych spodenek i wsunął je pod nie znów wracając nimi do pieszczenia pośladków, tym razem bez zbędnego materiału pod jego palcami. Ja natomiast swoje pace wplątałam w jego włosy lekko pociągając za ich końce. Nasze języki pracowały teraz w zgodzie. Dopełniały się. Odsunąl się lekko kończąc nasz wspaniały pocałunek. Próbowałam uspokoić swój oddech. Moja tak samo jak i klatka chłopaka falowała uspokajając się.
- Zamknij się już. - wychrypiał, wyciągnął ręce spod materiału, chwycił mnie za głowę. Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Co to kurwa? Cz on nie chciał czegoś więcej? A ten całus w czoło? Co to miało znaczyć? Prychnęłam z irytacji, kręcąc niedowierzając głową. Nigdy nie zrozumiem tego mężczyzny.  Dotknęłam delikatnie koniuszkami palców swoich ust. Wciąż czuję ciepło jego warg i lekkie mrowienie. Czuję jego smak. Ohh on tak dobrze smakuje. Usiadłam na skraju rozwalonego łóżka. Co mi się dzieje? Co się stało Justinowi? Dlaczego się tak zachwouje? Niby jest to lepsze od przypalania, ale ... dlaczego?
Moje rozmyślenia przerwał sztyn który raptownie otworzył drzwi. Wystraszyłam sie i lekko podskoczyłam, a serce zaczęło mi szybciej bić. Wystawił jedynie głowe.
- zapomniałem ci powiedzieć, że dzisiaj również się z kimś spotykamy. Reguły omówimy potem, a ubrania masz w szafie po prawej stronie - wskazał na mebel, w którym przedtem widziałam tylko jego ubrania. Uśmiechnął się szeroko ukazując rząd białych zębów i znów wyszedł. Nie minęła sekunda chłopak znów otworzył drzwi i po raz drugi wystawił przez nie tylko głowę.
- zapomniałem również dodać, że wyglądasz pięknie. - i wyszedł. Tym razem już nie wrócił. Na moję policzki wkradł się rumieniec. An czy ty sie rumienisz? O co ci chodzi do cholery?
Oh
Ten cholerny Bieber.
Według jego wskazówek, otorzyłam prawą stronę szafy. Jak mgłam przedtem tego nie zobaczyć? Krwisto czerwona, zwiewna sukienka wisiała wspaniale się prezentując. Moje oczy na jej widok zabłyszczały radośnie. Pod nią na malutkim podeście stały również czerwone szpilki. Bardzo wysokie szoilki. Ja bedę umiała w nich chodzić? Co do tego miałam wielkie obawy. No cóż... będę musiała się poświęcić.. dla tych cudeniek warto zaryzykować połamaniem nóg.
Pobiegłam szybko do łazienki. Po raz drugi dziś wykonałam starannie toalete.
Piękna sukienka wisiała doskonale się prezentując. Nagle poczułam jak fala rozczarowania samą sobą uderza we mnie. Czuję się okropnie. Czy aż tak jestem głupia? Czy wystarczą miłe słówka, słodkie pocałunki i piękna sukienka, aby o wszystkim zapomnieć. Otóż nie. Nie wystarczą. To co on mi zrobił jest okropne. Nie jestem w stanie mu wybaczyć, bo wiem, że to nie jest koniec piekła, to dopiero początek. A to tylko cisza przed cholerną burzą. Zawinięta dokładnie w ręcznik wykonałam lekki makijaż.
Mimo moich wyrzutów, wsunęłam się w sukienkę. Do pokoju wszedł Justin. Wciąż na ustach miał uśmiech. Może korzystać z tej sytuacji jak najwięcej? Udawać, że nic nie jest? Że jest wszystko w pożądku? Może byłoby to najlepsze rozwiązanie.
Podszedł od tyłu zapiąłmi zamek i już miał złożyć pocałunek na moim ramieniu lecz ja się odsunęłam. Spojrzałam na chłopaka a na jego twarzy kształtowało sie zdziwienie.
- Nie teraz - ani nigdy. Dodałam w głowie wciąż czując niepewność wobec tego mężczyzny. Posłałam przepraszający uśmiech, który on odwzajemnił. Może nie jest zły. Ciągle to cholerne może, ciągle ta cholerna niepewność i zmienność jego nastroju. Ten człowiek jest jak bomba, przetniesz niewałaściwy kabelek, lub powiesz coś nieodpowiedniego i wybuchnie. On jest cholerną, nie do wyjaśnienia zagadką. Jego zmienność nastroju jest wyczerpująca. Nigdy nie wiadomo co może się stać. Schyliłam się zapinając cieniutki, czerwone paseczki od butów. Z ust chłopaka wyrwało się warknięcie i kilka niecenzuralnych słów.
- Anno, proszę Cię, nie rób tak, bo tym razem nie wytrzymam, a sam zajmować się tym znów nie będę. - spojrzałam na niego nie wiedząc o co mu chodzi. Wskazał na swoje spore wybrzuszenie w spodniach.
- Oj - powiedziałam, ale ani troche się tym nie przejełam, a nawet troche mnie to rozbawiło.
- Bratshaw, czy ty sobie ze mnie drwisz? - zapytał pełen skupienia, ale jego " złą" mine zdradzały szczęśliwe oczy, które aż świeciły od radości, którą zamierzał ukryć.
- Tak, tak mi się wydaje, Bieber - dokładnie wypowiedziałam każdą litere z jego nazwiska patrząc mu się prosto w oczy.
- Gdyby nie fakt, że mi sie śpieszy, ukarałbym cię tak jak należy. - ukarał mnke? Co? On kłamał. Prawda? - zrobimy to potem, a teraz chodź.
Złapał mnie za dłoń i przyciągnąl do siebie. Złożył siarczystego klapsa na moich pośladkach, aż podskoczyłam. Objął mnie w pasie i wyszliśmy z pokoju.
Pachniał tak wspaniale, żelem pod prysznic, troche papierosami, perfumem. Po prostu Justinem. Żołądek ścisnął mi się ze srachu. Kogo poznam tym razem? Dlaczego mam poznawać kogoś w ogóle? To będą jego rodzice? Co? Nic już nie rozumiem.
- Słuchaj mała, gdy wejdziemy na górę zwracasz się do mnie przez 'pan' do nich tak samo. Po drugie nie odzywasz się niepytana. Na zadane pytanie odpowiadasz tak lub nie. - na twarz wciągnał maske. Już nie było śladu po miłym, uśmiechniętym chłopaku.
- Gdy ktoś się mnie zapyta jak mam na imie, to co mam odpowiedzieć 'nie'?
- Anno, ty i ten twój  niewyparzony język. - Anno? Co się stało z An? - Masz odpowiadać zdawkowo, nie rozgadywać się. Jesteś tu i mieszkasz, a także jesteś moją kobietą. No, a teraz wchodź na górę. - klepnął mnie w tyłek przez co podskoczyłam i zrobiłam to co mi kazał. Jego kobietą? Pewnie chodziło mu o to, że pracuje tu dla niego, prawda? Prawda?

___________________________________________

Hej misiaki.
Tak okropnie przepraszam. Jest mi wstyd.
Ale musicie mnie zrozumieć. Chciałam dodać rozdział, ale nie mogłam.
Nie potrafiłam.
Sytuacja w jakiej się znajduje nie jest łatwa.
Musze jednak nauczyć sie z tym żyć...
Wiecie, co niektórzy, że miałam zamiar usunąć blogi.
Wciąż się nad tym zastanawiam.
Wyzwiska i problemy wciąż przybywają i nie ma ich końca.
To nie pomaga w pisaniu.
Brak rozdziałów nie polegał na braku weny, nie, nie nie.
To - moim zdaniem- było coś gorszego.
Z caaaaałego serca pragnę podziękować Pauli,
która wspierała mnie, gdy zabrakło mi bliskich  mi osób.
To wiele dla mnie znaczyło.
To chyba tyle co chcialam powiedziec :)


CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3


Ps. Nie bądźcie na mnie źli, przepraszam.

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 12


*** AMY POV ***
Mimo wszystko czas mijał i było miło, naprawdę miło. Mimo, że siedzę z ludźmi, których nie znam, mimo, że siedzę z rodziną mojego porywacza i tak naprawdę mogłabym im wszystko powiedzieć, ale za bardzo się boję. Zauważyłam, że nasz stolik jest znacznie odsunięty od innych i znajduje się na końcu sali. Było tu ciszej niż wewnątrz sali,zupełnie mniej ludzi. On naprawdę wspaniale gra. Chyba minął się z powołaniem, i tak naprawdę zamiast być alfonsem powinien być aktorem. Jeszcze nie widziałam aby tak ktoś dobrze kłamał i to własnej rodzinie. Wiele rzeczy z jego życia się nie zgadzało. Według jego rodziny jest on pracownikiem jednego z banków. Gdy usłyszałam to z ust jego babci miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymałam. Jest taki perfidny i pewny w tym co robi.  Przedstawił mnie jako swoją dziewiętnastoletnią dziewczynę, którą poznał w pracy. Oh naprawdę chciałabym żeby tak było. Chciałabym żeby był normalny. Chciałabym jeść teraz tą kolacje ze swoim, normalnym, kochającym chłopakiem, a nie niewyżytym erotomanem i alfonsem.

Kelner właśnie niósł kolejny kieliszek wina dla mnie i pani Bieber. Położył lampki z czerwoną cieczą posyłając mi szczery uśmiech, który z chęcią odwzajemniłam. Nagle poczułam wielką dłoń na kolanie, która sunęła w górę pod stołem. Momentalnie spięłam każdą część swojego ciała. Mimo wszystko mężczyzna przesunął swoją dłoń wewnątrz mojego uda. Czułam jak łzy cisną mi się do oczu.
- Skarbie nic ci nie jest? - odezwała się starsza kobieta. Widać było, że naprawdę się przejęła. - Strasznie pobladłaś.- dodała.
- Jest.. jest w porządku. - odpowiedziałam grzecznie, a obok siebie usłyszałam cichy śmiech szatyna stłumiony dłonią.
- Na pewno kochanie? - odezwał się Justin patrząc na mnie kpiąco.
- Wybaczycie mi na chwilkę? - spytałam i nie czekając na odpowiedź wstałam udając się w kierunku łazienki tym samym zrzucając dłoń chłopaka. Czar prysł, bańka mydlana pękła. Justin nadal jest tym idiotą, którym był. Miałam zamiar własnie chwycić klamkę kiedy poczułam mocny uścisk na biodrach. Mężczyzna odwrócił mnie twarzą do siebie. Widziałam w jego oczach pustkę. Zupełnie nic. Żadnych uczuć, nawet złości.
- Pamiętaj kochanie, żadnych sztuczek. Popatrz kto stoi przy wyjściu. - wskazał na drzwi wyjściowe. Przez szybę mogłam zauważyć mężczyznę. Był to jeden z ochroniarzy w tym okropnym burdelu. Tak, nazwijmy to po imieniu. To był  burdel. I brzydzę się samej siebie, że właśnie tam się znalazłam.
- Widzisz żebym uciekała? Chcę iść do łazienki. - syknęłam przez zaciśnięte zęby. - Swoją drogą.. To całkiem dobrą historie sobie wymyśliłeś. Ty w banku. hmm - zaśmiałam się kpiąco prosto w twarz szatyna. - Niezła bajka. SKARBIE.
Dokładnie podkreśliłam ostatni wyraz, następnie wyrwałam się z jego uścisku i weszłam do łazienki.
W pomieszczeniu była jedna starsza pani, która po chwili wyszła. Byłam tylko ja i moje żałosne odbicie. Mimowolnie łza spłynęła po moim policzku. Nie potrafię zrozumieć w co on gra? Nawet tu? W tym miejscu? Przy swoich dziadkach ma zamiar mnie obmacywać? Wszystko miesza mi się w głowie. Dlaczego zabrał akurat mnie? Dlaczego nie była to Amanda? Sam, albo Molly? Co ja mu zrobiłam? Starłam chusteczką ślady po łzę, tak aby nic nie było widać. Wzięłam głęboki wdech i pewna siebie wyszłam z pomieszczenia.
Przez moment zerknęłam na drzwi zastanawiając się, że może akurat by mi się udało... Lecz zobaczyłam również tam ochroniarza Justina. Mężczyzna wpatrywał się na mnie intensywnie przygotowując się na wszystko. Zmrużyłam oczy i pozdrowiłam go środkowym palcem. Mężczyzna zrobił zdziwioną minę. Wyglądał co najmniej śmiesznie. Wróciłam na miejsce przy stoliku znacznie przysuwając się w stronę Diany tym samym zwiększając przestrzeń między mną, a szatynem. Kobieta spojrzała na mnie próbując zrozumieć co się dzieje dookoła.
- Dobrze kochani.. już jest późno my się będziemy zbierać, prawda kochanie? - mężczyzna spojrzał na Dianę.
- Tak, tak. - odpowiedziała. - Było naprawdę miło cię poznać An. A ciebie było milo znów spotkać, w końcu to pierwszy raz od czterech lat kiedy się widzimy, odkąd..
-  Dowiedziałem się, że mam siostrę. - dokończył za Dianę Justin. Widocznie nie chciał zaczynać tego tematu. Zacisnął mocno szczękę, a jego oczy pociemniały.
- Właśnie. - westchnęli oboje cicho. - Do widzenia kochani. - dodali po czy odeszli.
Zaraz, co? Bieber ma, albo miał siostrę? Nic z tego nie rozumiem.
Założyłam włosy za ucho lekko przygryzając wargę. Chłopak podniósł rękę, w momencie zamknęłam oczy bojąc się bólu jakiego zaraz miałam doświadczyć na policzku. Zamiast tego poczułam lekkie gładzenie i kciuk na dolnej wardze, którą uwolnił. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Mężczyzna przysunął się maksymalnie do mnie i mocno przytulił. Nie kryłam zdziwienia jakie ogarnęło w tamtym momencie moje ciało. Niepewnie odwzajemniłam uścisk. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę nie przejmując się nikim dookoła. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam kogoś kogo tak bardzo potrzebowałam w tamtej chwili. Chad wraz ze swoją matką szli właśnie przez salę podążając do swojego stolika.
- Chad. - wyszeptałam cicho. Czułam jak gardło mi się zaciska, serce szybciej bije, a w oczach po raz kolejny pojawiają się łzy. Tym razem były to łzy szczęścia. Szatyn słysząc to szybko odsunął się ode mnie wpatrując się w moją twarz. Mimo to ja nadal podążałam wzrokiem za  sylwetką przyjaciela.
- Kto to? - warknął spoglądając w to samo miejsce co ja. To dziwny zbieg okoliczności i dar od boga, że pojawił się właśnie w tym miejscu o tej porze co ja. W głębi duszy dziękowałam teraz Bogu za to, że właśnie dzisiaj zabrał mnie tu Justin. Jak zahipnotyzowana wstałam z miejsca.
- Odpowiedz mi. - znów warknął szatyn przytrzymując mnie, abym nie mogła się ruszyć.
- To.. to.. ja muszę z nim porozmawiać. Proszę pozwól mi z nim porozmawiać. - wyszeptałam błagalnie.
- Nie, słyszysz? nie możesz z nim rozmawiać. A teraz siadaj. - zatrzymał mnie, a w tym samym czasie mój przyjaciel wyszedł. Wyszedł? Rozumiecie? Dlaczego? Dlaczego nie spojrzał tu? A może to nie był on? Może wariuję? W tamtej chwili chciałam zasnąć i już nigdy nie wstać. Chciałam po prostu odejść stąd, zapomnieć.
Zrobiłam to o co prosił Justin, bojąc się skutków gdybym go nie posłuchała. Chwyciłam lampkę wina, które swoją drogą smakowało bezbłędnie i wypiłam duszkiem. Zawołałam kelnera i poprosiłam o to samo i tak kilka razy od rząd, aż poczułam, że jestem już dobrze pijana.
- No wystarczy ci na dzisiaj. - warknął szatyn. Pomógł mi wstać, zostawił odpowiednia ilość pieniędzy na stoliku i wyszliśmy. Zimne powietrze zderzyło się z moim rozgrzanym ciałem powodując dreszcz. Weszliśmy do limuzyny, a tam kolejna ilość alkoholu. Nalałam sobie do lampki, znów wypijając wszystko na raz.
- Wiesz co jest najlepsze? - nie czekałam na odpowiedź szatyna- że kiedy cie pierwszy raz zobaczyłam, pamiętasz w tedy, gdy na ciebie wpadłam, naprawdę mi się spodobałeś.
Język mi się plątał i czułam jak alkohol zawładnął całym moim ciałem. Po chwili auto się zatrzymało. Justin wcisnął ręce pod moje uda, drugą na moje plecy i tak jakbym była leciutka jak piórko podniósł mnie i wyciągnął z samochodu kierując się do wejścia ogromnego budynku, które jak mniemam było jego burdelem.
- Jesteś taki silny. - powiedziałam cicho chichocząc. W tamtej chwili nie przeszkadzało mi to, że jest porywaczem, nie przeszkadzało mi to, że wykorzystuje mnie przy każdej możliwej okazji. Przygryzłam lekko wargę, gdy chłopak wszedł do naszego pokoju.
- An, nie rób tego.
- Dlaczego? - powiedziałam seksownie wciąż przygryzając czerwoną od szminki wargę.
 - Ponieważ podniecasz mnie w tedy. - powiedział intensywnie się na mnie patrząc.
 - Tak i ?
 - I mam ochotę cie ostro pieprzyć.- warknął
 - Wiec dlaczego tego nie zrobisz? ostatnio gdy miałeś ochotę po prostu to robiłeś. - powiedziałam przybliżając się odrobinę do niego.  Chwycił mnie mocno za nadgarstek i przyciągnął maksymalnie do siebie, tak, że stykaliśmy się ciałami. Chłopak oblizał powoli wargi wpatrując się w moje oczy. Czułam, ze przeszywa mnie wzrokiem.
- Chcesz tego?- zapytał zachrypniętym głosem. Skinęłam niepewnie głową.
Chłopak nagle wpił się agresywnie w moje usta. Jego ręce wylądowały po bokach moich bioder, natomiast ja moje wplątałam w jego włosy. Pociągnęłam za ich końcówki, a w rezultacie uzyskałam warknięcie. Szatyn przejechał po mojej wardze prosząc o większy dostęp, którego nie dostał. Nagle poczułam pieczenie na pośladku przez co cicho pisnęłam. Ból nie był okropny, do zniesienia, a nawet przyjemny. Justin wykorzystał to i już po chwili nasze języki walczyły o dominację. Pocałunek nie był romantyczny, miły, był agresywny, pełen wielu mieszających się ze sobą uczuć, a także nadmiaru alkoholu. Podniósł mnie, a za chwile położył delikatnie na łóżku, wciąż nie odrywając naszych warg. Leżał teraz pomiędzy moimi nogami, a jego nabrzmiały członek ocierał się o moje centrum serwując nam dawki przyjemności. Moje dłonie sunęły wzdłuż jego brzucha, pod koszulką czułam dobrze zbudowane ciało. Zadarłam lekko koszulkę, badając gładkość jego skóry. Chwyciłam za róg materiału i czym prędzej ściągnęłam go  z niego. Gorące wargi chłopaka wylądowały na skórze na mojej szyi. Składał delikatne pocałunki, lekko przygryzał i ssał skórę sprawiając tym mi większą przyjemność.  Dłoń Justina zaczęła sunąć w górę mojego uda, aż w końcu znalazł się pod krótką sukienką. Zerwał ze mnie koronkowe majtki wyrzucając gdzieś je na podłogę. Lekko podniósł mnie ściągając ze mnie sukienkę. Zaczął składać malutkie pocałunki na moim dekolcie. Rękami wyszukałam zapięcia od jego spodni. Rozpięłam guzik, rozporek i lekko je zsunęłam w dół. Ręka chłopaka wślizgnęła się pod moje plecy odpinając stanik, który po chwili przyłączył się do reszty ciuchów na podłodze. Przybliżyłam się maksymalnie biodrami do chłopaka. Usłyszałam warknięcie i szereg przekleństw ze strony chłopaka. Nagle jego ręka sunęła niebezpiecznie blisko mojego centrum. Zaczął masować wewnętrzną stronę moich ud i sunął coraz wyżej i wyżej. Dotknął mojej łechtaczki wysyłając mnie na kolejny stopień podniecenia. Zaczął kciukiem drażnić mnie, a resztą palców bez ostrzeżenia wszedł we mnie. Zagryzłam mocno wargę.
- Krzycz moje imię kochanie. - sapnął szatyn.
- Juu. Justin - Jego kciuk czynił cuda, wygięłam plecy w łuk i czułam, że jestem naprawdę blisko, gdy nagle chłopak wysunął palce. Sapnęłam niezadowolona. Zsunął z siebie bokserki. Widziałam jego kolegę w całej okazałości. Przejechałam ręką po nim i lekko ścisnęłam. Justin cicho jęknął. Ustawił się naprzeciwko mnie i wszedł we mnie powoli. Czułam rozchodzącą się przyjemność w okolicy podbrzusza. Czułam jak wypełnia mnie od środka.
- Jesteś taka ciasna skarbie.. - jęknął szatyn. Jego ruchy były miarowe, powolne. Nagle zaczął przyspieszać. Owinęłam go nogami aby być jeszcze bliżej. Oplotłam go ramionami mocno się wtulając. Justin ciągle przyspieszał.
- Zrób to.. Dojdź dla mnie kochanie. - wyjęczał i w tym momencie doszliśmy razem. Nasze jęki zagłuszały się nawzajem. Chłopak opadł na mnie głośno dysząc. Wyszedł ze mnie raptownie powodując lekki ból pomiędzy nogami. - Byłaś świetna kochanie.- szepnął i złożył lekki pocałunek na moim czole. Nagle poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Wtuliłam się w ramie chłopaka i zasnęłam.

_____________________
HEJ ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥
dziękuję za tyyyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem. kocham was.
a co do rozdziału, to chyba nie spodziewaliście się tego, hmm?
mam nadzieję, ze się podoba 
xx do następnego 

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 11


*** AMY POV ***

Nabrałam powietrza, zamknęłam oczy i powoli zanurzyłam się cała w ciepłej cieczy. Tylko gdy to zrobiłam obrazy z każdej okropnej nocy powróciły, były tak realne jakbym znów przeżywała to na nowo. Tak samo ból powrócił. Wypuściłam całe powietrze ze swoich płuc. Czułam pieczenie w okolicy klatki piersiowej, która tak pragnęła oddechu. Nagle poczułam mocny uścisk na ramionach i jak ktoś mnie podnosi do góry. Podniosłam powieki. Był to Justin. Wpatrywał się w moją twarz próbując coś z niej wyszukać,a ja zatopiłam się w jego miodowych tęczówkach, w których - gdyby nie fakt, że należą do niego- mogłabym się zakochać.
- Co to było?- warknął.
- Biorę kąpiel, a na co ci to wygląda? - wysyczałam ciskając w niego piorunami z oczu.
- No wiesz, wyglądało to trochę tak, jakbyś miała zamiar się tu utopić. - chyba nie spodziewał się takiej mojej odpowiedzi, ponieważ trochę się zmieszał.
- Byłoby to lepsze, niż siedzenie tu. - wyszeptałam cicho ledwie słyszalnie.
- Co? - znów warknął. - Powtórz.
- Byłoby lepiej gdybyś dał mi kontynuować jeśli chcesz, żebym była gotowa na ósmą. - skłamałam. On spojrzał na mnie podejrzliwie, lecz nadal stał w miejscu.
- Możesz to robić przy mnie, nie będę ci przeszkadzał i będę pewny, że nie zamierzasz się tu utopić. - wyjaśnił i się szeroko uśmiechnął.
Było już tak blisko... Ten koszmar mógł się skończyć, a teraz co? Teraz siedzi tu i patrzy się we mnie jak pies na mięso. To było krępujące. Mimo wszystko nie chciałam mu pokazać jak słaba jestem naprawdę. Nałożyłam na siebie żel do kąpieli i dokładnie wmasowałam go w swoją skórę.
- Rób to seksowniej kochanie, bo się tu zanudzę.
- Pieprz się Bieber. - warknęłam i pokazałam mu środkowego palca, on momentalnie pojawił się przy mnie, nachylił się tuż nade mną.
- To będziemy robić wieczorem kochanie, a teraz rób to co mówię...- szepnął niemiło mi do ucha.
Chciał tego? Chciał? Proszę bardzo.
 Nalałam na gąbkę kolejną ilość truskawkowego żelu. Podniosłam jedną nogę do góry opierając ją krawędź wanny. Przyłożyłam gąbkę tuż przy samej kostce następnie zaczęłam nią sunąć ku górze. Starałam się robić to jak najbardziej seksownie potrafiłam. Czułam wzrok mężczyzny na sobie. Przejechałam gąbką na obojczyk. Wycisnęłam z niej pianę, która opadła na skórę i spłynęła na piersi, które były następne. Sunęłam przedmiotem delikatnie. Spojrzałam na chłopaka, który w momencie zaczął przygrzać wargę, a w jego spodniach uwidoczniło się spore wybrzuszenie. Automatycznie mnie zamurowało. To było dziwne jak działam na niego. Przecież mógłby mieć każdą dziewczynę, tak? Dlaczego to akurat mnie wybrał?
- Koniec na dziś. - wychrypiałam. Spłukałam pianę ze swojego ciała, następnie wyszłam z wanny i owinęłam się czarnym ręcznikiem, który związałam na górze, aby nie opadł. Rozczesałam włosy, które przełożyłam na jedną stronę. Czułam wzrok chłopaka na sobie. Spojrzałam w lustro, następnie otworzyłam kosmetyczkę i wyciągnęłam z niej tusz do rzęs i pomadkę. Nagle poczułam silne ramiona oplatające mnie, a także wybrzuszenie mężczyzny na moich pośladkach, które dzieliły tylko cienki ręcznik oraz spodnie chłopaka.
- Będę czekał o ósmej przy barze. - wyszeptał cicho i złożył delikatny pocałunek na moim ramieniu po czym wyszedł.
MAM DOŚĆ !

*** JUSTIN POV ***
Czekałem już jakieś pół godziny, a jej dalej nie było. Krawat już zaczął mnie denerwować, tak samo jak koszula...Kończyłem drugą szklankę whiskey, gdy przerwała mi Sam.
- Justin, obróć się. - powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy.
Zrobiłem to co mi powiedziała. Zobaczyłem An, która właśnie się potknęła wychodząc z naszego pokoju. Wyglądała nieziemsko i gdyby nie fakt, że mamy już plany wziąłbym ją tu i teraz, niezależnie od tego czy by tego chciała. Na stopach miała wysokie czarne szpilki z czerwoną podeszwą, nogi miała całkowicie odsłonięte, jej tyłeczek zasłaniała skąpa sukienka. Jej włosy opadały kaskadami na ramiona, oczy miała lekko podkreślone czarną kreską, a jej usta były krwisto czerwone. Wyglądała nieziemsko. Dziewczyna co chwilę próbowała obniżyć sukienkę, która była skąpa i wiele odsłaniała. Podeszła niepewnie i przygryzła wargę. Wyglądała teraz tak seksownie i niewinnie.
- Więc? - zapytała wpatrując się z zaciekawieniem we mnie.
- Aha.. tak idziemy. - zapatrzyłem się, bo wyglądała tak idealnie, tak bardzo mi ją w tamtym momencie przypominała. Chwyciłem ją lekko za dłoń, dziewczyna w jednej chwili zesztywniała, czułem jak każdy mięsień się zaciska. - Spokojnie, nie chcę ci nic zrobić.- zapewniłem spokojnym głosem. Niechętnie, lekko chwyciła moją dłoń. Przed wejściem czekała na nas już limuzyna.
- Poczekaj skarbie. - stanąłem i wyciągnąłem z kieszeni czarną wstążkę. - Bezpieczeństwo ponad wszystko, prawda?- lekko się uśmiechnąłem lecz ona nie odwzajemniła tego. Zawiązałem jej oczy, po czym znów chwyciłem ją po raz kolejny za rękę pomagając wsiąść jej do czarnej limuzyny. Dziewczyna głośno westchnęła. Zająłem miejsce obok niej i nakazałem kierowcy, aby ruszył. Dziewczyna najwidoczniej się denerwowała, bo wystukiwała rytm palcami o swoją nogę, oraz przygryzała wargę. Ohh gdyby wiedziała jak na mnie to działa, nie robiłaby tego. Przybliżyłem się maksymalnie do malutkiego ciała. Moja ręka wylądowała na odsłoniętym kolanie An, którą sunąłem coraz wyżej i wyżej. Kolejny raz dziewczyna się spięła, oddech miała płytki i nierówny.
- Mówiłeś, że nic mi nie zrobisz. - wyszeptała, a jej głos się łamał.
Momentalnie zabrałem rękę. To nie czas i miejsce na to. Chociaż miejsce nie jest takie złe. Właśnie wyobraziłem sobie nas, jej krzyk, jęki spode mnie. Zaśmiałem się głośno z własnych myśli. Limuzyna jechała jeszcze jakieś 20 minut.
Zatrzymaliśmy się, zdjąłem przepaskę z oczu dziewczyny i przywitałem ją szczerym uśmiechem, natomiast ona patrzyła się na mnie czekając w niepewności co ją czeka. Wysiadłem pierwszy, następnie tak jak mnie nauczono kultury, chciałem pomóc An wyjść i podałem jej rękę. Dziewczyna popatrzyła na nią następnie sama wstała i stanęła tuż obok mnie.
- Nawet nie myśl o ucieczce kochanie. Znajdę cię nawet na końcu świata. - taka była prawda, jeśli coś sobie postanowię, nie odpuszczę, na pewno nie odpuszczę sobie jej. Zrezygnowana spojrzała na swoje buty. Weszliśmy do najbardziej ekskluzywnej restauracji w NY -  "MASA", gdzie mieliśmy zarezerwowany stolik.
- Zapraszam panie Bieber. - odezwała się młoda kelnerka, która wskazała nam nasze miejsca. - życzę miłego wieczoru. - dodała i podała nam karty po czym odeszła.
- Przywiozłeś mnie tu dlatego, że...- zapytała dziewczyna kiedy w końcu zostaliśmy sami.
- Ponieważ musisz kogoś poznać... o właśnie przyszli. - powiedziałem gdy tylko zauważyłem dwie znane osoby idące w naszym kierunku. Uśmiech sam wkradł się na moje usta. dziewczyna patrzyła na mnie zdezorientowana. - Kochanie poznaj Bruca i Dianę. To An - wskazałem na drobną, przestraszoną dziewczynę - An, to są moi dziadkowie.
____________________
HEJ ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Nie wiem co mi odbiło
z tymi dziadkami ale..już mam pewien pomysł..
jak myślicie po co Justin chciał ich poznać?
Co się wydarzy w restauracji?
+ CHCIAŁABYM ABY KAŻDY KTO CZYTA
ZOSTAWIŁ KOMENTARZ, CHCIAŁABYM
WIEDZIEĆ ILE WAS JEST XX TO DLA MNIE WAŻNE !

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 10


*** ANNA POV ***


Wciąż nie wierzyłam, że to się właśnie stało. Ból przeszywał mnie w okolicach nóg, pośladków... jak to się stało? jak mogło mi się podobać? Too. to było silniejsze ode mnie? Podniosłam się do pozycji siedzącej.Ból jaki teraz czułam był nie do opisania, a skóra paliła mi się na wspomnienie jego dotyku. Wciąż czułam jego ręce błądzące po moim ciele. Najchętniej ściągnęłabym skórę z siebie. Czułam się brudna, zeszmacona...Uspokoiłam swój oddech. Najmniejszy ruch sprawiał mi okropny ból przypominając ciągle do czego zaszło. Wybuchłam płaczem nie mogąc się powstrzymać. Czułam strumienie łez spływających po policzkach. Na moim ciele było mnóstwo siniaków. Powstały również nowe od siły z jaką chłopak mnie trzymał za biodra, ramiona...Biłam się ze samą sobą. Winiłam się za to, że było mi dobrze?. Podczas tego wszystkiego, wyobrażałam sobie siebie z całką inną osobą. Nie myślałam o tym, że może być to mój porywacz. Mimo wszystko gdy otworzyłam oczy to był on. Zwinęłam się w kłębek na łóżku, przykryłam szczelnie kołdrą i powoli odpłynęłam chcąc choć na chwile oderwać się od otaczającego mnie życia.

***PIĘĆ DNI PÓŹNIEJ***

Od pierwszego razu do dziś, robi ze mną to codziennie. Gdy próbuję się sprzeciwić używa siły i mnie do tego zmusza. Nigdy nie było tak jak pierwszego wieczoru. Za każdym razem troszczy się tylko o siebie, nie dbał o to, że może zrobić mi krzywdę.. Chodził tylko i wyłącznie o niego. O to aby zaspokoić jego. Często każe mi to robić gdy jest zły, gdy chce odreagować, a w tedy już całkiem nie uważa co robi. Ból jaki występował po pierwszym razie nie odpuszcza, występuje po każdym "zbliżeniu". Nie wychodzę z pokoju. Jedyne miejsce do którego przez ten czas chodziłam to łazienka. Justin przynosi mi jedzenie i picie, lecz zawsze wynosi pełne talerze. Nie uwierzę, że obchodzi go to czy jestem bezpieczna, zdrowa. Nie uwierzę, że się o mnie troszczy. Jest pieprzonym egoistycznym psychopatą dbającym o własnego chuja. jest osobą całkowicie wyzutą z uczuć. Każdego wieczoru wraca pod wpływem alkoholu, lub innych substancji. Stare siniaki zastępowały nowe. Wciąż ich przybywało, a przez ostatnią sytuację powstało rozcięcie na wardze i ogromny siniak na policzku.
** RETROSPEKCJA **

 Zbliżała się godzina powrotu mężczyzny, na samą myśl przeszły mnie ciarki i momentalnie zaczęłam się trząść. Z każdym dniem było coraz gorzej.  Nagle drzwi otworzyły się z impetem, a w nich stanął Justin z łobuzerskim uśmieszkiem mierząc mnie wzrokiem. Powoli oblizał wargi i ruszył w moją stronę. Skuliłam się jeszcze bardziej. Chłopak wsunął palce pod moją brodę podnosząc ją, abym na niego spojrzała. Uniosłam niepewnie wzrok. Chłopak przez dłuższy czas wpatrywał się w moje oczy, następnie przeniósł wzrok na usta. 
- Na kolana skarbie. - mruknął, a w jego oczach coś błysnęło.
Pokręciłam lekko przecząco głową.
-Co? Powiedz to skarbie.
- Nie zrobię tego - burknęłam cicho wyszarpując brodę z jego dłoni. 
- Rób to co mówię. - podniósł głos i wymierzył mi cios w twarz. Czułam okropne
pieczenie na policzku, ale jedyne co zrobiłam to splunęłam na niego. Kolejny cios, tym razem mocniejszy, poczułam pieczenie w okolicy dolnej wargi, lekko oblizałam wargi i wyczułam
tak dobrze mi znany metaliczny smak krwi. Chłopak chwycił mnie za włosy i szarpnął przez co upadłam z łóżka tuż przed niego. Mężczyzna drugą dłonią rozpiął rozporek i wysunął swoje przyrodzenie z bokserek. Znów szarpnął mnie za włosy wciąż ich nie puszczając.
- No otwórz skarbie tą buźkę i rób to do czego zostałaś stworzona. - te słowa były  
poniżające.. A z gardła chłopaka rozbrzmiewał głośny śmiech. 
Ponownie szarpnął mnie wywołując kolejną dawkę bólu. Poklepał mnie lekko po policzku dając mi tym do zrozumienia, że mam otworzyć usta i, że nie odpuści. Łzy spływały po moich policzkach.
- Te łzy ci nie pomogą dziwko. A teraz powiedz Aaaa. zabawimy się w lekarza kochanie. - 
powiedział obrzydliwie seksownym głosem cicho się śmiejąc.
Rozchyliłam lekko wargi, chłopak nie czekając długo przybliżył biodra maksymalnie blisko. 
Warknięcie wydobyło się z jego ust. 
- No skarbie, a teraz się postaraj... Coś ci słabo to idzie. - warknął. Zacisnął mocniej pięść na mojej głowie poruszając nią szybciej. Czułam jak jego przyrodzenie rośnie w moich ustach.  Z każdą chwilą coraz bardziej chciało mi się wymiotować. Chłopak przyspieszył ruchy. Po chwili wiązanka przekleństw wyleciała z jego ust, a ciepła ciecz wypełniła moje usta. 
Chłopak znacząco na mnie spojrzał.
- Smacznego skarbie. - przytrzymał mi usta, abym nie mogła ich otworzyć. Połknęłam kleistą ciecz. Czując jak ciągnie mnie na wymioty. Widocznie usatysfakcjonowało go, bo uśmiechnął się szeroko i odszedł zostawiając mnie na podłodze. 

** KONIEC RETROSPEKCJI **
Na wspomnienie tego wypłynęły mi łzy. Od jakiegoś czasu cały czas płaczę, totalnie się poddałam. 
Zwilżyłam lekko usta, które były suche jak nigdy. Lekko zapiekła mnie rana. 
Spojrzałam na świeże siniaki na nadgarstkach. One wszystkie przypominały mi o tym co ten  POTWÓR mi robił. Chwyciłam skórę na nadgarstku i uszczypnęłam chcąc jakimś cudem zerwać ślad po nim. Uczucie jego dotyku towarzyszyło mi cały czas. Brzydziłam się własnej skóry, brzydziłam się siebie . Po tym co się wydarzyło długo płukałam gardło, ale to nic nie pomagało, gardło mnie piekło i wciąż czułam smak mojego oprawcy. To było okropne, nawet najgorszemu wrogowi nie życzę tego. łzy zamazały mi obraz, przyciągnęłam kolana i schowałam w nich głowę. Do głowy wrócił mi obraz mojego przyjaciela. Był taki uśmiechnięty kiedy ostatnio go widziałam. Wiem, że na pewno nikt za mną nie tęskni, a rodzice nawet nie zauważyli, że zniknęłam i nie wróciłam z wycieczki. Na wspomnienie o nich jeszcze bardziej się rozwyłam. Nagle usłyszałam otwieranie drzwi.. Ale jak to. Justin miał wrócić dopiero za dwie godziny, nie teraz...Przestraszona podniosłam wzrok. Nie był to mężczyzna, lecz dziewczyna, którą poznałam pierwszego dnia. Już nawet zapomniałam jak miała na imię. Uśmiechnęła się lekko. W rękach miała wielkie pudełko.
- Od Justina. - powiedziała i posyłając jeszcze raz mi miły uśmiech wyszła. Tak, byłam ciekawa co właśnie się tam znajduje. Podeszłam niepewnie do kartonu. Podniosłam wieko. Na górze była mała żółta karteczka.
" Przygotuj się na ósmą" 
Z podpisem na dole J. Serio? Jakbym nie wiedziała.
W pudle był również jakiś czarny materiał. Podniosłam go do góry. Była to sukienka, bez ramion, ledwo zakrywająca pośladki. Pokręciłam niedowierzająco głową, wykrzywiając usta w grymas.
Ruszyłam do łazienki. Nalałam do pełna wody do wanny. Zanurzyłam się w niej odprężając się pod wpływem ciepła cieczy. Cisza i spokój dały mi kolejną szanse na przemyślenie wszystkiego. Jak to się stało, że właśnie tkwię w tym gównie? Dlaczego ja? Jak długo mam jeszcze tu być? Kolejne łzy moczyły moje policzki.
Zanurzyłam się całkowicie pod wodę i czekałam, czekałam na zbawienie...

___________________________________________
 HEEJ skarby ♥
Na wstępie : PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM.
Wiele osób pisało do mnie kiedy będzie rozdział, niektóre były miłe i za to wam dziękuję, za cierpliwość, a niektórzy, no cóż.. przepraszam. ale nie potrafię pisać rozdziałów z dnia na dzień. po za tym jestem człowiekiem nie maszyną. mam problemy kłopoty, własne życie i  obowiązki.
Dziękuję tym, którzy są tu i to czytają kocham was.
A co do rozdziału to uważam, ze jest on najgorszy z najgorszych. -,-
wybaczycie?
+ ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY, ZA BŁĘDY PRZEPRASZAM
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
 Do następnego ♥

zapraszam na drugi blog : TRUE BIG LOVE
i na Ask'a : ANIA

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 9


** JUSTIN POV **



Wyszedłem wściekły z pomieszczenia. Straciłem najlepszego klienta!!  Straciłem go przez tą dziwkę.. Przez to, że jestem słaby. Ona czyni mnie słabeuszem, słabym gównem.. A to mnie dobija, a zarazem denerwuje. Mocno uderzyłem pięścią w ścianę tym samym powodując rany na dłoni, ale akurat w tamtej chwili miałem to w dupie. Nie czułem bólu, jedyne co czułem to złość.
Podszedłem do baru, gdzie była Sam. Posłała mi lekki uśmiech, lecz nie odwzajemniłem go.
- Justin.. wiesz ona dużo przeszła.
- A czy kurwa prosiłem cię o zdanie? - warknąłem posyłając jej złe spojrzenie. Spuściła wzrok nalewając alkoholu do szklanki, którą po chwili mi podała.
Whiskey, to to czego mi było potrzeba. Dziewczyna z głośnym westchnięciem odwróciła się z zamiarem odejścia, lecz zatrzymałem ją chwytając ją za dłoń.
- Daj całą. - wskazałem na butelkę, którą natychmiast mi oddała.
Odeszła z wielkim niezadowoleniem a twarzy. Ona myśli, że kim kurwa jest? Ona tu pracuje, pracuje dla mnie, a nie jest moją pieprzoną matką. Wziąłem duży łyk cieczy, czułem jak przyjemne pieczenie rozchodzi się po moim gardle. Ponownie napełniłem szkło alkoholem i wypiłem. Kilkakrotnie powtórzyłem czynność. Następnie wyciągnąłem woreczek z białym proszkiem z kieszeni. Wysypałem całość na blat, układając w idealną kreskę. Zaciągnąłem się i długo nie trzeba było czekać na działanie substancji. Czułem jak wszystko mija. Każdy najmniejszy problem znika. Jedyne co teraz słyszałem to głos dziewczyny odbijający się echem w mojej głowie " Zrobię wszystko co będziesz chciał, tylko proszę, nie każ mi z nim iść". Na samą myśl o niej łobuzerski uśmiech kształtował się na mojej twarzy.
Wstałem lekko się chwiejąc, lecz ostatecznie uspokoiłem się i ruszyłem w stronę mojego pokoju " robić to co będę chciał". Po drodze zabrałem jeszcze wciąż niedokończoną butelkę whiskey.
Po chwili otworzyłem drzwi. W pokoju panowały egipskie ciemności. Trzasnąłem drzwiami i starałem się wychwycić drobną sylwetkę. Było tak ciemno, że nic nie widziałem.
Wolną ręką wymacałem włącznik światła. Mój wzrok padł na dziewczynę. Siedziała skulona w rogu pokoju. Tylko gdy włączyłem światło An podniosła głowę, wpatrując się we mnie zapłakanymi oczami.
Ten płacz w niczym jej już nie pomoże... - usłyszałem głos w mojej głowie.
Zrób to, słyszysz! Zrób. Przecież po to tu jest.- znowu się odezwał, lecz tym razem był bardziej stanowczy.
Ruszyłem w jej stronę, lecz zanim zdążyłem dojść dziewczyna wstała, wytarła ostatnie łzy i patrzyła się na mnie niepewnym wzrokiem.
- Pamiętasz? Zrobisz co chce. - szepnąłem jej do ucha, przybliżając się. Musnąłem jej skórę za uchem. Dziewczyna stała niewzruszona.
- Więc.. Co mam robić? - wyszeptała, wciąż się mnie bojąc. Z moich ust uciekł głośny śmiech. Dziewczyna powoli zsunęła z siebie spodenki, a następnie ściągnęła koszulkę. Jej ciało pokrywało mnóstwo siniaków. Przygryzłem wargę. Pożerałem wzrokiem każdy jej najmniejszy centymetr skóry.
Momentalnie mój kolega zaczął wariować.
Wpiłem się w jej usta, popychając ją na ścianę. Dziewczyna ku mojemu zdziwieniu odwzajemniła pocałunek. Nie był to słodki, miłosny pocałunek, lecz brutalny...
Oderwałem się od niej na sekundę, tylko po to, aby ściągnąć z siebie spodnie. Podniosłem jej udo w górę, chcąc tym samym być jak najbliżej jej kobiecego centrum. Obróciłem nas tak, że po chwili wylądowaliśmy na łóżku. Dziewczyna górowała nade mną. Otarła się lekko o mój członek tym samym serwując mi dodatkową falę podniecenia. Warknąłem w jej usta. Z miny dziewczyny wyczytałem, że dużo ją to kosztowało, ale w tamtej chwili miałem to w dupie. Zsunęła się tak, że jej twarz była na wysokości mojego penisa. Po jej policzku spłynęła jedna łza, którą szybko starła. Zacisnęła powieki. Wsunęła palce za gumke od bokserek i je ściągnęła. Jej oczom ukazał się mój członek w całej okazałości. Przesunęła po nim lekko dłonią. Jej dotyk doprowadzał mnie do szaleństwa. Sunęła nią w górę i w dół. Czułem się jak w niebie. An musnęła wargami sam jego czubek. Z moich ust uciekło jęknięcie. Jej usta działały cuda, tak samo jak język. Jej ruchy były stanowcze. Wplątałem palce w jej włosy, tym samym nadając odpowiedni rytm. Połknęła go całego, co było wyczynem. Ona na pewno była dziewicą? Było mi tak dobrze. Czułem, że jestem blisko. Odciągnąłem ją. Dziewczyna zdziwiła się. Miała zdezorientowany wyraz twarzy. Położyłem ją na brzuchu a sam stanąłem za nią. Miałem teraz perfekcyjny obraz. Klepnąłem ją lekko uzyskując tym samym pisk dziewczyny. Wszedłem w nią szybko, a z ust An wyrwał się krzyk. Poruszałem się powoli. W pokoju roznosiły się moje jęki. Chwyciłem ją za biodra jeszcze mocniej przyciskając ją. Zacząłem szybciej się w niej poruszać.
-Jesteś taka, taka ciasna, skarbie. -wymruczałem. Ruszałem się tak szybko jak tylko potrafiłem. Jeszcze kilka mocnych pchnięć i czułem jak zapełniam dziewczynę spermą. Wyszedłem z niej i opadłem na łóżko obok An. Spojrzałem na nią, lecz ona jedynie odwróciła wzrok. Mój oddech się uspokoił. Klatka opadała w naturalnym tempie. Więc... Czas na runde drugą. Na samą myśl łobuzerski uśmiech zawitał na mojej twarzy.
- Myślisz, że to koniec? - zapytałem wciąż się śmiejąc. Odwróciłem ją. Tym razem to ja górowałem nad nią. Dziewczyna oblizała wargi patrząc mi prosto w oczy. Złączyłem nasze usta. Lekko przygryzłem jej wargę w rezultacie uzyskałem jęknięcie dziewczyny. To była melodia dla moich uszu. Zacząłem składać pocałunki na szyi, zjeżdżając niżej. Nastepnie na piersiach, płaskim brzuszku, aż dotarłem do jej centrum. Bez ostrzeżenia wsadziłem w nią palce, masując jej łechtaczkę. Jęki z ust dziewczyny wypływały niekontrolowanie. Złożyłem delikatny pocałunek. Językiem zastąpiłem palce. Jeździłem nim drażniąc jej wejście. Wsuwałem i wysuwałem go rytmicznie.
- Juustin - uciekło z jej ust. Wiedziałem, że jest blisko. Cały czas masowałem jej kobiecość. Aż nagle dziewczyna wygięła plecy w łuk i zacisnęła dłonie na prześcieradle. Z ust dziewczyny wyrwał sie ostatni jęk, po czym doszła. Wylizałem wszystko delektując się przy tym. Wstałem, puściłem jej perskie oczko i ruszyłem w stronę łazienki. Spojrzałem jeszcze raz na dziewczynę. Jej klatka unosiła się szybko i nierytmicznie. Na jej widok usmiechnąłem sie i wyszedłem.
_________ rozdział krótki. Taki sobie. CZYTASZ=KOMENTUJESZ KOCHAM WAS <3

środa, 26 marca 2014

Rozdział 8

Spojrzałam niepewnie na mężczyzn. Justin wyciągnął do mnie rękę. Oblizałam powoli wargi. Chwiejnym ruchem ruszyłam w ich stronę. Czułam ich wzrok na swoim ciele, obserwowali każdy mój najmniejszy ruch. Ich wzrok wypalał mi dziurę w ciele.  Złapałam niepewnie dłoń chłopaka, który natychmiast przyciągną mnie bliżej siebie, a jego dłoń oplotła mnie w pasie.
- An. To jest..
- Bieber..Mam język.- przerwał mu postawny mężczyzna wciąż intensywnie się we mnie wpatrując. Poczułam jak mężczyzna umacnia uścisk i jeszcze bliżej - jakby to było możliwe - przycisnął nasze ciała.
- Jestem Mike. - uśmiechnął się szeroko wyciągając prawą dłoń na przywitanie. Niechętnie podałam mu swoją, jednak szybko z powrotem opuściłam ją wzdłuż ciała. Założyłam niesforny kosmyk włosów za ucho czując się nieswojo.
- Posłuchaj An..- oh nareszcie ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi, może. - On.. To znaczy.. ty.- dziwnie mówi. jakby nie chciało mu to co właśnie miał powiedzieć przejść przez gardło. - Ty jesteś jego. - dokończył oblizując usta.
- Co? - pisnęłam cicho, lekko odskakując od mężczyzny. Chyba nie spodziewali się takiej reakcji.
- Tak skarbie. Oh.. zabawimy się. - mruknął "seksownie" wybuchając śmiechem.
Justin jedynie wpatrywał się w moją zdezorientowaną twarz.
- Justin.. Proszę.. Nie oddawaj mnie mu, błagam.. Zrobię - lekko się zawahałam- zrobię wszystko co będziesz chciał, tylko proszę, nie każ mi z nim iść. - powiedziałam zanosząc się łzami. Jeśli jest coś gorszego od bycia tutaj, jest to bycie własnością tego blondyna. Był obleśny, wielki i przerażający. Za każdym razem gdy patrzę na niego wywołuje to u mnie odruch wymiotny. Coś w mojej głowie mówiło mi, że tu, właśnie tu będzie lepiej niż tam, dokąd miał zabrać mnie Mike.
Serce zaczęło niemiłosiernie mocno bić, powodując tym samym okropny ból w klatce piersiowej, a także zaczęły trząść mi się ręce.
Justin patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Spokojnie skarbie. Dobrze. Zostaniesz. Tylko się uspokój. - powiedział spokojnie chłopak, delikatnie głaszcząc mnie po plecach.
- Bieber. Nie taka była umowa! - wrzasnął nagle blondyn unosząc się z fotela, powodując tym samym, że podskoczyłam. Czułam chęć wybuchnięcia płaczem. Lecz nie mogłam. Świadomość, że są oni w pomieszczeniu blokowała mnie. Widząc mój strach Justin przyciągnął mnie tym samym sprawiając, że wtuliłam się w niego. Nie poznawałam go. To nie ten Justin, który jeszcze przed chwilą chciał mnie oddać, który jeszcze przed godziną próbował mnie zgwałcić. Położyłam głowę na klatce Justina. Pojedyncze łzy zaczęły moczyć jego koszulkę, a jego dłoń jeździła po mojej głowie próbując mnie uspokoić. Poczułam mocne dłonie na biodrach, które jednym sprawnym ruchem odciągnęły mnie od chłopaka. Mike chwycił mnie uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
- Puść mnie - pisnęłam próbując się wyswobodzić z jego objęć, jedyne co usłyszałam to niski, gardłowy śmiech, który przyprawiał mnie o nieprzyjemny dreszcz na plecach. Tak okropnie się bałam. Przez łzy zobaczyłam jak Justin zacieka dłonie w pięści.
- Puść ją. - warknął ciskając piorunami z oczu w stronę blondyna. 
- Ona jest moja. - szpnął tuż przy mojej szyi lecz na tyle głośno,  aby mógł go usłyszeć szatyn. Widać było, że jest na skraju i że lada chwila wybuchnie.  Jego oczy pociemniały, a szczęka się zacisnęła.  Usłyszałam śmiech szatyna,  a następnie poczułam jak coś we mnie uderza.  Był to Justin. Rzucił sie na nas co spowodowało, że zdezorientowany blondyn poluźnił uścisk. Korzystając z sytuacji stawonodziłam sie spod mężczyzn.  Ich pięści latały w powietrzu zadając sobie ciosy.  Wybiegłam na korytarz szukając kogoś kto mógłby mi pomóc. Gdy tylko wybiegłam z pomieszczenia wszystkie oczy były zwrócone na mnie,  no może oprócz jednego, bo facet miał zeza. Pobiegłam do mężczyzny,  ktory przedtem uniemożliwił mi ucieczkę.  Ochroniarz widząc mnie szeroko się usmiechnął.
- Wiesz,  że ci się to nie uda. - powiedział wciąż się śmiejąc.
- Nie,  po prostu chodź. Justin. . On. . On cie potrzebuje. - wyruszałam.
Mężczyzna momentalnie spoważniał. To dziwne,  ale każda osoba w tym pomieszczeniu czuje respekt do Justina, każdy go szanuje,  a może nawet go lubią. 
Szybkim krokiem udał sie do pokoju jego szefa.  Wysłany chwilę patrząc na moją szanse ucieczki.  Mogłam w końcu uciec,  mogłam być wolna.  Z dala od NY. Z dala od tego piekła, Mika i Justina.  Ale. . On przecież zrobił to dla mnie.  Przecież mógł po prostu mnie oddać. Mógł mnie zabić,  a nie zrobił tego.  Wciąż go nienawidze,  wciąż brzydze się nim.
Odwróciłam sie i ruszyłam w stronę drzwi za którymi zniknął ochroniarz, żegnając się z ostatnią szansą na ucieczkę. 
Gdy weszłam, było już po wszystkim. Justin stał epsteinąc się złowrogo w Mika, natomiast on był przytrzymywany przez ochroniarza.  Po chwili tych dwóch mężczyzn opuściło pomieszczenie. Spuściłam wzrok gdy przechodzili obok mnie. Justin stał na środku tym razem jego wzrok był utkwiony we mnie. Podszedł szybkim krokiem,  chwycił mnie za brodę abym na niego spojrzała. Jego dłoń była cała z krwi,  która teraz również była na moich policzkach.
-Pamiętaj. Zrobisz wszystko co ci karzę.
____________________________
Heej. Jak podoba się rozdział?
Krótki i pewnie masa błędów, ale to dlatego, że dodaję z telefonu.. Justin.  Hmm raz dobry raz zły.  Co o nim sądzicie? dziekuje za poprzednie komentarze <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kocham was i do następnego.
Zapraszam na mój drugi blog : true-big-love-jb.blogspot.com
i na ask'a ask.fm/true_big_love_jb

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 7

Rzucił mną na łóżko, a sam odpiął guzik swoich spodni. Łzy zamazały mi obraz. Zwinęłam się w kłębek, chcąc być jak najdalej od łapsk Justin'a. Byłam przerażona. Właściwie, odkąd tu jestem to uczucie nie opuszcza mnie nawet na krok. Schowałam głowę w kolanach i przykryłam ją rękami. Z moich oczu wciąż wypływały łzy, które teraz spływały strużkami po policzkach mocząc nagie uda. Poczułam dłoń mężczyzny na ramieniu, zaczął odkrywać moje ramie, odgarniając włosy. Jego rozgrzany oddech zderzył się z moją skórą, pozostawiając po sobie dreszcz. Składał delikatne pocałunki. Odsunęłam się lekko.  Podniosłam wzrok na jego twarz.  Widać było, że mój gest jeszcze bardziej go rozwścieczył. Oczy mu pociemniały i mocniej zacisnął szczękę.  Szarpnął mnie za nadgarstek tak mocno,  że aż poczułam jak w środku coś strzela. Położył mnie.  Próbowałam się wyrwać,  ale oczywiście bez skutku. Mężczyzna był dużo silniejszy.
Pisk wydostał się z moich ust, krzyczałam tak głośno, jak tylko byłam w stanie. Poczułam ból na policzku, głośne przekleństwa wydostały się z ust chłopaka. Znów krzyczałam, wyrywałam się przez co mocniej obrywałam. Próbowałam za wszelką cenę się wydostać. Poczułam mocny ból z boku. Chłopak z pięści uderzył mnie w żebra, kolejny raz i kolejny. Przestał w tedy, gdy zauważył, że przestałam piszczeć i już tak bardzo się nie broniłam. Nie miałam siły. Chłopak podniósł moją twarz i uderzył mnie z pięści. Poczułam okropny ból i ciecz, która sączyła się z mojej wargi.
- Niczego się jeszcze nie nauczyłaś? - wyrwałam brodę z jego dłoni i spuściłam wzrok. - Zawsze dostaję to czego chcę, prędzej czy później. Zawsze- powtórzył ostatni wyraz wyraźnie go podkreślając. IDIOTA. PSYCHOL.
Czułam się jak szmata. Nic nie warta suka.
Znów chwycił moje nadgarstki, które położył za moją głową, wciąż je przytrzymując. Drugą ręką rozłożył moje nogi, a sam wśliznął się po między nie. Fala paniki znów zawładnęła moim ciałem. Kolejny raz próbowałam się wydostać. Co spowodowało tylko i wyłącznie to, że mężczyzna zacisnął ciaśniej uścisk, a na jego usta wkradł się uśmiech.
- No Bratshaw, zapamiętasz tą noc, bo będzie zdecydowanie twoją najlepszą. - powiedział i znów się głupio uśmiechnął.
Błagałam, prosiłam jak tylko mogłam, ale to na nic. Ręce chłopaka błądziły po moim nagim ciele. Jego wzrok był pełen pożądania. Czułam jakby jego dotyk wypalał mi skórę. Z każdą sekundą coraz bardziej go nienawidziłam. Gdy chłopak próbował ściągnąć z siebie spodnie i przejść do części najgorszej, drzwi od pokoju się otworzyły, a w nich stanęła Molly.
- Just.. - przerwała widząc nas. Jej oczy poszerzyły się dwukrotnie widząc mnie w takim stanie. - Ja przepraszam. Nie wiedziałam - była totalnie zmieszana i próbowała zająć wzrok czymś innym.
- Nie pierdol Molly, tylko przejdź do rzeczy. - warknął Justin , schodząc ze mnie.
- James ma dla ciebie towar*. - powiedziała wciąż zmieszana. Wytarłam łzy, które wciąż kumulowały się od nowa. Mężczyzna wstał poprawił się, ubrał czarną koszulkę z kołnierzykiem w serek, miał właśnie wyjść kiedy odwrócił się i spojrzał na mnie, na jego ustach kształtował się wielki, łobuzerski uśmiech.
- Dokończymy to później skarbie. - puścił mi perskie oczko i wyszedł. W tedy wybuchłam nieposkromionym płaczem, nie przejmując się nawet obecnością dziewczyny. Usłyszałam odgłos zamykanych drzwi, a po chwili poczułam jak materac łóżka opada. Dziewczyna siedziała i nic nie mówiła, pozwoliła mi wyrzucić wszystko z siebie. Za to byłam jej naprawdę wdzięczna. Po chwili uspokoiłam się. Dziewczyna spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła, podając mi ubrania Justina, które wcześniej leżały na podłodze. Sprawnym ruchem włożyłam spodnie Justina i luźną koszulkę.
Molly pogładziła mnie lekko po plecach. Wciąż czułam okropny ból w okolicach żeber i wargi.
- Dlaczego?! Dlaczego on mi to robi?- zapytałam wciąż łamiącym się głosem.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem. Nigdy w naszym przypadku się tak nie zachowywał, ale powiem ci jedno. - spojrzała na mnie miło. - każda dziewczyna w tym domu, razem ze mną, chciałaby, aby Justin tak reagował na nią jak reaguje na ciebie i każda chciałaby właśnie znajdować się w twojej sytuacji.
Znów się uśmiechnęła, a po chwili zniknęła za drzwiami.
PRZEPRASZAM, ŻE CO?!
 To co ona właśnie powiedziała jest chore. Jak on reaguje na mnie? Chciałaby bić bita, przypalana?
Nic z tego nie rozumiałam.
Wciąż się bałam, wiedziałam, że on wróci, że dokończy to czego chciał.
Wstałam powoli, czułam jak każdy mięsień, każda kość mnie boli. Podeszłam do lustra, które wisiało w pokoju. Było wielkie. Spoglądając w odbicie w nim - przeraziłam się.  Masa siniaków, rozcięta warga, włosy sterczące w każdą stronę, ale w tamtym momencie miałam to dokładnie głęboko w dupie.
Przechyliłam głowę w bok jeszcze przez chwile przyglądając się swojemu odbiciu. Złość zawładnęła całym moim ciałem, wzięłam z szafki jakąś ozdóbkę i rzuciłam nią prosto w środek ogromnego lustra. Szkło rozwaliło się na tysiące malutkich kawałeczków. Zadowolona z tego co zrobiłam, poszłam do łazienki. Poprawiłam włosy, zmyłam krew z twarzy i wyszłam do pokoju. Zimny i nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało, a to wszystko wróciło, znów zaczęłam płakać, zsunęłam się po ścianie, podciągnęłam kolana, schowałam w nich twarz i zalałam się łzami.
Trwałam w takiej pozycji przez dłuższą chwilę, aż do czasu gdy usłyszałam otwieranie drzwi, szybko pozbierałam się i wstałam czekając na osobę, która właśnie miała się pojawić.
Moje obawy się spełniły do pokoju wszedł Justin, ale nie był sam. Za nim wszedł mężczyzna, elegancko ubrany. Był średniego wieku, był dobrze zbudowany i miał nieprzyjemny wyraz twarzy.
Wzrok Justina od razu wylądował na szkle, które było porozrzucane po pokoju, a następnie na mnie.
- Co tu się stało do cholery? I dlaczego jesteś ubrana? - jego zimny wzrok spotkał się z moim, szybko jednak go spuściłam nie chcąc patrzeć na niego. -Dobrze, załatwimy to później, a teraz chodź, chcę ci kogoś przedstawić. - Zachęcił mnie ruchem dłoni. Nie wiedziałam co mam robić? Iść? Stać? A może zacząć uciekać? Ale czy to wszystko ma sens?


* nie tu nie chodzi o towar - narkotyki - wszystko wyjaśni się potem. ;)

________________________________________________
Heej <3
Wiem. jestem okropna. nie dodawałam rozdziałów.
Obiecywałam, a potem się z tego nie wywiązywałam. tak wiem i chciałabym was za to mocno przeprosić.
Nie bardzo mogę się z tego wytłumaczyć, bo to odobista
sprawa. ale chce was jeszcze raz mocno przeprosić <3 wybaczcie mi to <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥
zapraszam oczywiście na mojego drugiego bloga true-big-love-jb.blogspot.com
i ask'a :http://ask.fm/true_big_love_jb
ZA ewntualne błędy przepraszam rozdział nie sprawdzany <3 

czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 6




**** ANNA POV ***

 Mimo tego, że wyrywałam się, kopałam i piszczałam mężczyzna wziął mnie na ręce i zaniósł do swojego pokoju. Po drodze wiele oczu było zwróconych w naszą stronę. Nikt nie wiedział co się wydarzyło. Wstydziłam się, byłam całkowicie naga i próbowałam zasłonić się małym materiałem, który miałam w reku. Słyszałam po drodze pogwizdywanie i głupie komentarze w naszą stronę. Gdy tylko doszliśmy do pomieszczenia chłopak sprawnym ruchem otworzył drzwi i wszedł wciąż trzymając mnie na rękach. Szedł w stronę łazienki. Otworzył kolejne drzwi i postawił na zimnej, kafelkowej posadzce. Zatrzasnął za nami drzwi przekręcając w nich klucz. Stałam cały czas w tym miejscu, w którym postawił mnie Justin. Patrzyłam w dół na swoje stopy. Znów czekałam na najgorsze. Czuję się brudna. Zużyta. Bezsilna. Wciąż czuję uścisk Kevina na udach, nadgarstkach, wciąż czuję jego ogromne łapska sunące po moim ciele. I ten moment w którym odebrał mi moje dziewictwo. Nie skrzywdził mnie tylko fizycznie, ale także psychicznie. Każdy szczegół dokładnie wrył mi się w pamięć, nigdy nie będę w stanie tego zapomnieć.  Usłyszałam odpinanie paska, momentalnie mój wzrok padł na mężczyznę stojącego naprzeciwko. Powtórka z rozrywki? Oddech utknął mi w gardle, zaczęłam się trząść. Po chwili on stał już przede mną zupełnie nago. Lekko popchał mnie do tyłu tym samym sprawiając, że znaleźliśmy się pod prysznicem. Chłopak odkręcił wodę i pozwolił zmoczyć nas całych. Wciąż nie spuszczaliśmy z siebie oczu. Próbowałam cokolwiek z nich wyczytać. Miał nieprzewidywalny wyraz twarzy, taki dziwny, taki bez emocji? Sama nie wiem. Do ręki wziął gąbkę, która leżała niedaleko nas. Przejechał po moim nagim obojczyku. Syknęłam z bólu nieświadoma, że nawet w tym miejscu znajdowała się rana i siniak. Delikatnie sunął po nowych ranach na całym moim ciele. Nalał odpowiednią ilość płynu do kąpieli na swoją dłoń delikatnie masując moje ciało. Zapytacie pewnie czy się nie bałam, dlaczego się nie odsunęłam? Otóż odpowiedź jest prosta : Miałam już kompletnie dość swojego życia, wszystko było mi obojętne. Błądził dłońmi po mojej skórze. Nie ominął moich piersi i tyłka. Przycisnął lekko nasze ciała. Schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Woda wciąż padała na nas z góry. Jego dłonie po raz drugi zetknęły się z moim tyłkiem. Lekko ścisnął moje pośladki, przez co głośno wciągnęłam powietrze. Usłyszałam cichy chichot chłopaka. Splatał nasze palce i lekko poniósł je w górę. Spojrzał na moją dłoń, a jego twarz wykrzywiła się.
- Obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz. - powiedział wskazując na rany powstałe przez kawałek butelki. Nie rozumiem go. Sam mnie bije, przypala mi skórę, poniża, więc dlaczego nie chce żebym ja to robiła ? Wciąż patrzył na mnie, oczekując odpowiedzi, zamiast to spuściłam wzrok. - An.. - widać było, że traci cierpliwość.
- Nie zrobisz tego więcej. - przyłożył usta do rany na nadgarstku. - nie przeze mnie. - Kolejny raz pocałował mnie w miejsce rany. Puścił moją dłoń, wyszedł z kabiny, owinął się ręcznikiem i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą. Pozwoliłam każdej łzie spłynąć po moich policzkach. Oparłam się o ścianę, a następnie obsunęłam się po niej chowając głowę w kolanach.

*** JUSTIN POV ***
Byłem tak wściekły.. Na siebie, na nią - na wszystko. Wyszedłem z łazienki i rzuciłem przez cały pokój wazą, która akurat miałem pod ręką. Przeleciał przez cały pokój rozbijając się na tysiąc małych kawałeczków po zetknięciu ze ścianą. Założyłem czyste bokserki i spodnie. Opadłem bezsilnie na łóżko. Cisze zakłócił mi głośny płacz dziewczyny dochodzący zza drzwi. Wiem, że dużo przeszła, wiem, że cierpiała przeze mnie i jeszcze przez tego debila. To zbyt wiele dla tak drobnej osóbki jak ona. Biłem się z myślami. Czasem nawet przez głowę przeszedł mi pomysł o wypuszczeniu jej, ale w tedy odzywała się moja druga strona. Druga egoistyczna strona. W końcu dźwięki ustały. Cholera, jeśli sobie coś zrobiła? Ruszyłem szybko w stronę łazienki. Otworzyłem drzwi z impetem, a tam zastałem dziewczynę owijającą swoje drobniutkie ciałko czarnym ręcznikiem. Jej oczy były puste, bez emocji. Co chwile pociągała nosem. Ominęła mnie nawet na mnie nie patrząc. Weszła do pokoju i otworzyła szafę. Bratshaw, którą porwałem była inna od tej dziewczyny, która stała właśnie przed meblem, szukając czegoś. Była zawzięta, walczyła, a tej było wszystko obojętne. Mimo to jej język na pewno się nie ukrócił.
- Masz jakieś normalne ubrania? - spytała wciąż na mnie nie patrząc.
- Chyba nie zapomniałaś, że śpimy...
- Jakbyś dał mi zapomnieć. - warknęła przerywając mi w połowie zdania. Tak jak mówiłem, nadal jest pyskata. Podałem jej swoją koszulkę i krótkie spodenki. Na pewno będą na nią za duże, ale jak chciała...
Odwiązała ręcznik, który automatycznie opadł na ziemię. Mój kolega zaczął wariować, a oczy były głodne tego widoku. Zwilżyłem swoje usta próbując się kontrolować. Przyparłem ją do szafy. Nasze ciała były tak blisko, że nawet kartka papieru między nimi by się nie zmieściła. Oczy dziewczyny otworzyły się szeroko i po raz pierwszy na mnie spojrzała. Było widać, że jest przerażona. Serce zaczęło jej tak szybko i głośno bić, że nawet ja mogłem je też usłyszeć. Miała lekko rozchylone usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zbyt była przerażona. Złączyłem nasze usta w brutalnym pocałunku. Po chwili poczułem małe piąstki na mojej klatce. Dziewczyna zebrała chyba całą swoją siłę i odepchnęła mnie. Widziałem łzy w jej oczach.
- Proszę.. - szepnęła cicho.
- Jemu dałaś, więc dlaczego mi nie dasz? Możesz być pewna, że ze mną będzie ci o wiele lepiej. - powiedziałem z uśmiechem na twarzy i puściłem jej perskie oczko. Mimo uśmiechu w środku działo się we mnie wszystko, złość, rozbawienie, wszystko było kwestią tego, że zaraz wybuchnę... Poczułem na policzku pieczenie, co spowodowało zenit. Dłonie zacisnąłem w pięści, oczy mi pociemniały, a krew we mnie wrzała. Widząc to dziewczyna pozbierała szybko ręcznik, ponownie się nim zasłoniła i uciekła z pokoju.
- Nie uciekniesz. - warknąłem. Wiedziałem, że szykuje się dobra zabawa. Wyszedłem za nią. Dalej było mnóstwo ludzi. Przepychałem się po między mężczyznami. W końcu sali ujrzałem moją zgubę. Jeden z ochroniarzy trzymał ją na rękach, a ta próbowała się mu wyrwać. Ten widok był w miarę zabawny. Wiadomym jest, że tymi małymi piąstkami nie wiele zdziała. Podszedłem do niego.
- Coś ci szefie uciekło. - powiedział śmiejąc się postawny Ben, wciąż trzymając wierzgającą An. Przerzuciłem sobie ją przez ramie tak, że jej tyłek bym mniej więcej na wysokości mojej głowy.
- Puść mnie ty..- warknęła uderzając mnie w plecy. Dostała porządnego klapsa w tyłek przez co pisnęła, z moich ust wydobył się głośny śmiech. Już po chwili z powrotem byliśmy w naszym pokoju. Rzuciłem ją na łóżko  sunąc wzrokiem po jej ciele. Zatrzymałem wzrok na jej twarzy. Oczy były pełne łez. patrzyła nimi na mnie czekając na wszystko.

_____________________________________
Hej ;<
Kurwa, wiem.. okropny rozdział, zjebałam wszystko.
Nie dodawałam, bo mnie nie było w domu i nie miałam dostępu do bloggera.
Tak bardzo przepraszam.. ;<
Nie planowałam tego.
Wybaczycie mi ?
Bardzo was kocham <3
Dziękuję za poprzednie komentarze <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥Zapraszam na aska, wiem, że nie odbędzie się bez hejtów.. http://ask.fm/true_big_love_jb
 

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 5


***ANNA POV***

Obudziłam się. Promienie słońca wlatywały przez okno. Poczułam, mocno przyciśnięte do mnie ciało mężczyzny. Najgorsze jest to, że wciąż jesteśmy nadzy. Czułam obrzydzenie.  Brzydzę się każdej najmniejszej części swojego ciała. Słyszałam powolny,  spokojny oddech chłopaka. Wszystko wskazywało na to,  że śpi,  w tedy pojawiłby się cień szansy na ucieczkę.  Odwróciłam głowę i napotkałam intensywny wzrok chłopaka. Moje szanse na ucieczkę znów były równe zero. Jego dłoń wylądowała no moim policzku lekko go głaszcząc. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Spokojnie. - powiedział zachrypniętym głosem, lekko się uśmiechając. Drugą ręką zaczął sunąć po moim nagim boku,  zatrzymując się przez chwilę na biodrze, tylko po to aby za chwilę zjechać bliżej mojego kobiecego centrum.  Odsunęłam się szybko przerażona jego zamiarami. Z ust chłopaka wydobył się śmiech,  ale nie był on szczery,  jakby był zawiedziony z samego siebie,  nie ze mnie. Opuścił ręce pozwalając im bezwładnie opaść po bokach. Głośno westchnął zawiedziony, a następnie wstał ukazując swoje całe nagie ciało.
Odwróciłam wzrok.  To było dość żenujące.
- Ty też się ubieraj.- powiedział mężczyzna. - Dziś zaczynasz.
- Nie będę twoją dziwką. Możesz mnie zabić, przypalać, bić. Co chcesz,  ale nigdy nie będę dziwką. - wysyczałam z jadem w głosie.
- Jesteś tego pewna? - stanął przede mną. Następnie podniósł mnie abym była na wysokości jego twarzy.  Jego wzrok był  tak intensywny,  jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. Skinęłam powoli głową, a odwaga, którą jeszcze przed chwilą miałam, wyparowała i nie było po niej śladu.
- Dobrze,  jak chcesz.  Wciąż mnie zadziwiasz Bratshaw. Ale lepiej się ubierz, chyba, że chcesz nago latać przed napalonymi sukinsynami. - zaśmiał się i rzucił mi jakieś ubrania.




           ***NOBODY POV***
Dziewczyna chodziła z tacą, za nią chodził wielki mężczyzna zamówiony przez Justina.  Sztuczny uśmiech cały czas widniał na twarzy dziewczyny - tak jak mówił jej mężczyzna.  Jej "szef" kazał założyć wysokie, czarne szpilki, krótkie, odsłaniające pół pośladka, świecące spodenki i bralet.  Źle się czuła wyglądając tak. Mimo to lepiej niż inne dziewczyny - pomyślała lekko się pocieszając.
Reszta dziewczyn zajmowała się klientami.  Mężczyzna o imieniu Kevin cały czas wlepiał swój pełny pożądania wzrok w tyłek dziewczyny co chwilę przygryzając i oblizując wargi.  Był wynajęty do pilnowania jej, aby nie mogła uciec. Justin wolał się ubezpieczyć.
W głowie szatyna cały czas była młoda An, którą traktował jak gówno.. To było silniejsze od niego. Musiał to zrobić. Jest tak bardzo podobna do niej. Wszystko w jego głowie kręciło się wokół nastolatki. Tak pięknej nastolatki.
Dziewczyna próbowała się trochę rozluźnić i zapomnieć o otaczającym ją świecie pełnym napalonych, obrzydliwych staruszków. Po jakimś czasie i kilku kieliszkach tequili udało jej się to. Nie zwracała uwagi już na chodzącego za nią jak cień Kevina, ani na głupie docinki starszych mężczyzn.
Oficjalnie według Justina była dla nich nie do ruszenia i każdy w pomieszczeniu o tym wiedział. Młody alfons traktował ją jak swoją własność i każdy wiedział, że nie może jej ruszyć. Wiele napalonych mężczyzn nie odwracało od nastolatki wzroku.

 Kiedy zbliżała się jej przerwa w "pracy" udałą się do pokoju jej i Justina, aby odetchnąć.
Silny i postawny mężczyzna ruszył za nią. Wiedział, że była lekko wstawiona, bezbronna i sama. Nikt im nie mógł przeszkodzić.
Wszedł do pomieszczenia za dziewczyną mocno trzaskając drzwiami, przez co Anna, aż podskoczyła.
- Możesz mnie zostawić samą? Stąd i tak nie ma drogi ucieczki. - wysyczała blondynka, a język trochę się jej plątał. Chłopak jakby zlekceważył słowa dziewczyny. Przybliżył się do niej rozpinając pasek od spodni.
- Wyjdź stąd! - wrzasnęła An przerażona. W odwecie jedyne co usłyszała to niski śmiech mężczyzny.
- On ci tego nie daruje- warknęła. Próbowała w jakikolwiek sposób obronić się przed natarczywym Kevinem. Alkohol w jednej sekundzie z niej wyparował. Chłopak przyparł ją do ściany. Zaczęła z całych sił uderzać go gdzie tyko popadnie. Chwycił jej nadgarstki i przygwoździł mocnym uściskiem nad jej głową. Piszczała, a łzy spływały po policzkach strumieniami. Olbrzymia ręka zdarła z niej górną część stroju pozostawiając ją jedynie w skąpych spodenkach.
- Ohh. nie rycz. Dobrze wiemy, że tego chcesz. - warknął mężczyzna coraz mocniej naciskając na dziewczynę. Wierzgała nogami, kopała gdzie popadnie. Zdołała wyślizgnąć dłoń z uścisku i podrapała go po twarzy zostawiając czerwone ślady. Chłopak chwycił za twarz krzycząc i wyzywając dziewczynę. Przez chwilę nieuwagi chłopaka dziewczyna rzuciła się w ucieczkę, ale on zdołał ją złapać tuż przed drzwiami. Krzyczała jak najgłośniej mogła.
- Ty suko. - warknął i rzucił ją na podłogę. Dziewczyna mocno uderzyła się w tył głowy. Poczuła jak kręci się jej w głowie i robi słabo, mimo to nie zemdlała i dalej próbowała się wydostać z rąk Kevina.


W tym samym czasie nic nieświadomy Justin rozmawiał z zadowolonymi klientami przy barze. Wciąż próbował wynaleźć w tłumie drobniutkie ciałko dziewczyny. Jej przerwa skończyła się już dobre 10 minut temu, a jej nadal nie ma. Wkurzony szatyn udał się w stronę swojego pokoju. Głośna muzyka zagłuszała piski i wołanie o pomoc dziewczyny.  Wchodząc zobaczył coś czego się nie spodziewał. Mężczyzna, którego wynajął leżał na nastolatce i ją pieprzył, a jego ręce błądziły po nagim ciele dziewczyny. Ta zaś krzyczała i wierzgała. Łzy spływały po jej policzkach. Momentalnie Justinowi krew zastygła, ręce zacisnęły się w pięści, a oczy pociemniały. Kevin nawet nie zwrócił uwagi na to, że ktoś wszedł do pokoju. W głowie miał tylko jedno. Chciał dziewczyny bardziej niż czegokolwiek innego. Chciał jej teraz, tu. Nie liczyło się nic. Po chwili oderwał go wściekły Justin od nastolatki. Chłopak wstał, poprawił się i już po chwili razem z szatynem toczyli zaciętą walkę. Jako pierwszy zadał cios Justin. Jego pięść zderzyła się z twarzą blondyna. Uderzał tak, aż sam nie dostał w żebra od Kevina. Zgiął się w pół. Chłopak nie był mu dłużny i zadał znów kilka trafnych ciosów. Już po chwili Justin siedział okrakiem na Kevinie okładając jego twarz pięściami. Zakończył to skręcając kark mężczyźnie. To nic czego by wcześniej nie robił. Wszędzie była krew, na rękach, na koszuli chłopaka, na podłodze. Odwrócił wzrok szukając dziewczyny. Nigdzie jej nie było, a drzwi były otwarte.
Wybiegł z pokoju, szukał wzrokiem dziewczyny. Wciąż wszystko w nim siedziało. Żadna z emocji nie opadła. Wiedział, że to wszystko wydarzyło się przez niego, że gdyby nie on nic by się jej nie stało.
- Widziałaś An? - rzucił do przechodzącej obok Amandy.
- Pobiegła chyba do łazienki. - odpowiedziała, a następnie udała się wraz z klientem w przeciwną stronę. Kamień spadał mu z serca wiedząc, że nie uciekła. Wie, że takie podejście było dość egoistyczne, ale bał się też o siebie. Bał się, że może jej już nigdy nie zobaczyć.
Wbiegł do pomieszczenia. Przeszukiwał osobno kabiny. Z niektórych słychać było odgłosy należące do jego dziewczyn i ich  klientów. Ostatnia była zamknięta i żadnych odgłosów dochodzących ze środka.
- An, jesteś tam. ?- zdesperowany chłopak zaczął dobijać się do drzwi. Stukał pięścią. Nic, cisza. - An, do cholery. - wrzasnął. Usłyszał ciche łkanie i pociąganie nosem. Wiedział, że tam jest. Wiedział, że żyje. Wiedział, że nie uciekła. Wiedział też, że on ją skrzywdził. - proszę cię, otwórz.
Powiedział szeptem. Drzwi od drugiej kabiny się otworzyły, a z nich wyszła Sam z dużo starszym mężczyzną. Wiedziała, że lepiej będzie jeśli zostawi ich samych.
Chłopak był jej za to wdzięczny. Byli teraz sami.  Czekał dłuższą chwilę, ale drzwi nadal były zamknięte. Nie wytrzymał, wyważył je. Widok był przerażający. Dziewczyna siedziała skulona w kącie. Wszędzie była krew. Była pół naga. Jej policzki były okryte rozmazanym makijażem. Oczy były napuchnięte od płakania. Próbowała się zasłonić przed Justinem. Czuła się brudna, nic nie warta. Żałowała tego, że żyje, że się urodziła.
Bardzo mała rzecz zaciekawiła Justina. Mianowicie był to odłamek szklanej butelki, cały we krwi. Podszedł szybkim krokiem do dziewczyny. Przestraszona próbowała uciec, lecz nie miała gdzie przytulona do ściany. Chłopak podniósł z ręki dziewczyny materiał i zobaczył długi rany wzdłuż jej ręki. Serce mu zamarło.
- Ja.. ja nie wiem co powiedzieć. Przepraszam - wyjąkał chłopak w przerażeniu. An wciąż płakała.
- Nienawidzę cię. Tak bardzo cię nienawidzę. - wyszeptała.

__________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Hej, hej heej <3
Co tam, jak tam?
Rozdział podoba się?
Mam nadzieję, że tak.
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem <3
MAM teraz ferie więc rozdziały będą częściej.

zapraszam :DRUGIE OPOWIADANIE <3
ASK
odpowiadam na wszystko <3

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 4

Poczułam lekkie potrząsanie za ramiona co zmusiło mnie do powrotu do "żywych". Ból był tak okropny. Czułam, że to nie koniec.  Czułam, że coś jeszcze szykuje dla mnie. Krzyczałam tak głośno jak tylko potrafiłam. Chłopak stał i dalej palił papierosa.  Dlaczego to właśnie ja? Mogłam się utopić tylko gdy była taka możliwość. Mniej cierpienia. Mniej bólu. Mniej satysfakcji dla tego idioty. 
- Skarbie,  ja dopiero się rozkręcam. - powiedział i zaciągnął sie po raz kolejny dymem,  nastepnie znów przyłożył mi go do skóry. Ten nie wyobrażalny ból. 
- Przestań,  proszę. - prosiłam po między łzami.  On nie przestał,  tylko jeszcze mocniej przycisnął do ręki. 
- Błagam. - już ostatkami sił zdołałam jeszcze coś wydukać.
- Ja też prosiłem. - rzucił końcówkę papierosa na podłogę i zadeptał go butem. - Też prosiłem Rose.
Oczy mu zaszły łzami. Sfrustrowany pociągnął za końcówki włosów i odwrócił sie tyłem. Rose? 
Przetarł twarz i wrócił do poprzedniej pozycji. 
- Gdzie masz ubrania? - spytał. Najwyraźniej chciał zmienić temat. Nie odpowiadałam, wpatrując się w jeden punkt na podłodze. 
Poczułam ostry ból na policzku.  Jak mogłoby być inaczej?  - Niczego się nie nauczyłaś suko?
- A to co mam na sobie to na co ci wygląda? - odparłam chamsko.
- Chyba zapomniałem,  że jesteś taka wyszczekana. Ale ty również o czymś zapomniałaś. - kolejny cios w twarz.  Wyszedł wściekły głośno trzaskając drzwiami. Kolejne łzy spływały po gorącym policzku.  Po chwili mężczyzna wrócił.  Był wściekły. Miał coś w ręce. Położył to obok mojego krzesła,  a sam ukucąnął przede mną.  Patrząc mi się prosto w oczy.
Jego wzrok był intensywny. Nie odrywając wzroku, zaczął rozwiązywać sznury.
- Wstań! - warknął zaraz po rozwiązaniu guzłów. Zrobiłam to co kazał.  Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać.  Podniósł to co wczesniej rzucił.  Podał mi to.  To była ta okropnie krótka spodniczka.
- Nie ubiórę tego.  - powiedziałam stanowczo.
- Pomóc ci? - zapytał, a na jego twarzy kształtował sie obrzydliwy uśmiech. Podszedł i położył łapska na moich biodrach.  Zjechał niżej, nastepnie przeszedł do zapięcia spodni.  Powoli odpiął guzik i spojrzał na mnie. Wciąż miał ten uśmiech.
- Zostaw mnie!  - wrzasnęłam i uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz.  Byłam pewna, że mnie uderzy.  Nic. Potarł czerwony policzek, ale i tak nie przestał sie uśmiechać.
- Dobrze,  to zrób to sama. - wskazał ruchem ręki abym kontynuowała zaczętą przez niego czynność. 
Chyba bardziej nie mogłam być upokorzona. 
- Odwróć się. - powiedziałam,  a on sie tylko głośno zaśmiał. Wiedziałam, że nie zrobi tego.
- Nie ma takiej potrzeby. - powiedział spokojnie. 
Dziwny człowiek. Jak z sekundy na sekundę może się zmienić o 180 stopni?  Tak 180, bo i tak nie pozwoli mi stąd wyjść.
Odpięłam rozporek i zsunęłam spodnie nisko.  Czułam, że wypala mi dziurę w skórze przez intensywność jego spojrzenia.
Ściągnęłam je całkiem i gdy miałam juz ubierać tą cholerną spódniczkę on chwycił mnie za nadgarstek.  Serce stanęło, a oddech przyspieszył. 
- To też. - powiedział nieco ściszonym głosem, wskazując na bieliznę. 
- Niee.  Proszę...- kręciłam głową, a w oczach zbierały się kolejne łzy. 
Patrzył na mnie niewzruszony. Wyrwałam rękę z jego.  Szybkim ruchem zdjęłam różowe, koronkowe majtki. Patrzyłam na jego twarz,  niestety on patrzył się niżej oblizując przy tym usta. 
- Zdecydowanie lepiej. - skomentował sunąc wzrokiem tam i spowrotem.  Brzydze sie nim.  Jest okropny.  Kto robi takie rzeczy drugiemu człowiekowi?! Dlaczego to robi?  Kim jest Rose?
Spojrzałam na rękę,  gdzie były oparzenia po papierosie - blizna na całe życie.  Sądząc po tym,  że jestem w tym miejscu, , dużo życia mi nie pozostało. Jednego byłam pewna - NIE ZOSTANĘ JEGO DZIWKĄ!  Może mnie bić, przypalać cokolwiek,  ale ja znam swoją wartość i nikt mnie nie będzie poniżał w ten sposób.  Wystarczy,  że dziś widział wszystko Justin. Sam fakt, że musze to nosić i wyglądać jak dziwka jest upokarzające.
Pociągnął mnie za ramię i wyszliśmy z piwnicy.  Minęliśmy żółte drzwi,  a ja nie wiedziałam co się dzieje.  Wyszliśmy na górę schodami.
Był to zwykły dom. Kuchnia, łazienka, salon i jeszcze inne pomieszczenia.  Po drugiej stronie salonu było wielkie okno, a za nim piękny widok Nowego Jorku w nocy.
Serce łamało się mi na milion kawałeczków widząc to i 0 możliwości na ucieczkę z tego piekła. Ruszyłam w stronę parapetu wpatrując sie w kolorowe od świateł wieżowce. Pojedyncza łza wydostała się  spod powieki,  ale nie dałam jej spłynąć, szybko ją ścierając.  Chciałam być wśród tych ludzi ciesząc się beztrosko życiem.
- Nic nadzwyczajnego. - skomentował Justin stając tuż nade mną. Tak bardzo potrzebowałam tego widoku.  Myślę czasem o Brad'zie,  mając nadzieję, że z nim wszystko dobrze.  Jest jedyną osobą, ktora mnie rozumie, z którą mogę być sobą. Osobą którą kocham. Jest najlepszym przyjacielem. 
- Chodźmy dalej. - udałam się za chlopakiem.  Weszliśmy do ostatniego pokoju. - będziemy mieli razem pokój, bo jak już pewnie zauważyłaś tam są tylko 4 łóżka, ale to jest tylko dobry pretekst,  żeby mieć cię przy sobie całą noc. - tak,  ale tu jest tylko jedno łóżko. Cholera czy on chce?  Po moim trupie.  Chłopak wziął telefon,  a po chwili przyłożył go do ucha.
- Amanda.  Przyjdź do mojego pokoju,  tylko weź rzeczy An. - rudowłosa odpowiedziała mu coś po czym się rozłączył.  Już po chwili dziewczyna wparowała do pokoju trzymając "moje" rzeczy.
- Hm.  Ona chyba nie bedzie tu gdy my?  - posłała porozumiewawacze spojrzenie Justin'owi.
- Nie. Bo dzisiaj śpisz u siebie. - rzuciła mi złowrogie spojrzenie i wyszła wcześniej rzucając ubrania na podłogę.  Chętnie bym jej to miejsce odpuściła.
- Rozbieraj się.- odezwał się  zaraz po tym jak dziewczyna wyszła.
- Co?
- Rozbieraj się. Skarbie, wiesz,  że bez skrupułów mógłbym cię zabić,  więc rób to co mówię. - bojąc się posłuchałam go.  Już po chwili stałam naga przed Justinem. Jestem tchorzem. Z jednej strony wolałabym żeby mnie zabił,  lecz z drugiej strony miałam cichą nadzieję, że to szybko się skończy, a ja o wszystkim zapomnę.  Oblizał dolną wargę wpatrując sie we mnie.  Spuściłam wzrok zawstydzona. Czułam, że moja twarz płonie.
Usłyszałam odpinanie paska.  Serce się  zatrzymało.
- Nie wstydź się. Jesteś piękna. Wypij to i idziemy spać. - podniósł lekko moją głowę i podał szklankę z sokiem. To trucizna? Zanim upiłam trochę cieczy na początek ją powąchałam. Nic.  Pachniała jak mój ulubiony sok pomarańczowy. Chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku. Wypiłam do końca według rozkazu Justin'a.  Od razu poczułam jak moje powieki robią sie cięższe.
Położyłam się jak najbliżej rogu łóżka by być jak najdalej od mężczyzny. Poczułam jak Justin się kładzie,  a następnie przyciąga mnie do siebie, przyciskając nasze gołe ciała.
Brzydziłam się każdego mm swojej skóry.
Mimo to,  nie mogłam zapanować nad tym, że robiłam się coraz bardziej senna.  Co on mi dodał?
__________________________________________
HEJKA <3
Jak podoba sie rozdział?
Wydaje mi sie, że nie jest najgorszy chociaż nie podoba mi sie w 100%
Dzięki za komentarze <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 3

Nie wiem ile już tu jestem. Nie wiem jaki dziś dzień... Ciekawe czy ktoś zauważył, że mnie nie ma. Może rodzice, osoby ze szkoły? Kogo ja okłamuję? Nie mam sił na nic. Przez to, że próbowałam się wyrywać zrobiły się rany na nadgarstkach, z których leciała krew.  Co prawda chłopak przynosi mi jedzenie, picie i mnie karmi.. ale nie chętnie jem. Wole umrzeć niż siedzieć tu, z nim.  On mnie przeraża. Jego oczy..Są nieobecne... takie...złe? Sama nie wiem. Chyba mi nie ufa, bo od ostatniego incydentu z nożem nigdy więcej rąk mi nie odwiązał. Nie rozmawialiśmy.. Więc po co mnie trzyma? Nic z tego nie rozumiem. Często tu przychodzi, ale gdy tylko na mnie spojrzy ja unikam jego wzroku. Za każdym razem widząc go serce wali mi jak oszalałe i uspokaja się dopiero jak wyjdzie. Długo tak nie wytrzymam. Che umrzeć..
*
Wszedł z wielkim uśmiechem na ustach. Oh dobrze, że chociaż on ma się z czego cieszyć - czujecie sarkazm?
Tak jak mówiłam serce waliło jak oszalałe. Oddech przyspieszył. Nie miał żadnego talerza, żadnej szklanki w ręce. Czy to już? Czy to już mój koniec? Od pierwszego dnia nie pozwoliłam już wypłynąć żadnej łzie na jego oczach. Niech nie ma tej satysfakcji, ze może robić ze mną co chce. No ale niestety mógł robić co tylko chciał.
- Dzień dobry słoneczko - zaćwierkał. Nie odpowiedziałam na co tylko głośno westchnął. Nie mam sił nawet na to, żeby coś mówić. Kompletnie nic..- Dziś stąd wychodzisz.
Moje serce się zatrzymało, a po chwili zaczęło bić jeszcze szybciej niż poprzednio.
- Naprawdę? - wydałam z siebie pisk zachwycenia. Żołądek się ścisnął i czułam jakby ktoś ściągnął ze mnie okropnie duży ciężar.
- Oh..  Ale wychodzisz tylko z tego pokoju.. Siedzisz tydzień, więc myślę, że wystarczająco abym mógł zacząć. - wytłumaczył, a wszystkie pozytywne emocje uleciały tak szybko jak szybko się pojawiły. Więc siedzę już tu tydzień?  Nie wytrzymałam pozwoliłam jednej jedynej łzie spłynąć po policzku, widząc to chłopak starł ją wierzchem dłoni. Skrzywiłam się na samą myśl, że mnie dotyka. Rozwiązał powoli sznury na mojej lewej nodze, prawej, a potem na rękach. Wyciągnął dłoń aby pomóc mi wstać. Wzdrygnęłam się i powoli wstałam sama. Nie potrzebuję jego pomocy. Przetarłam zaczerwienione miejsca i rany na nadgarstkach, kostkach. Justin skinął głową w prawo, abym podążyła za nim co też uczyniłam. Był  sens próby ucieczki?  Po chyba setnej poddałam się. To tak jakbyś próbowała oddychać bez butli pod wodą - niemożliwe. Wyszliśmy przez drzwi, za którymi często znikał chłopak.
 Szedł wąskim, ciemny korytarzem, a ja snułam się za nim patrząc w podłogę. Odkąd tu jestem odechciało mi się  żyć. Dziwicie się mi? Szłam kompletnie nie reagując na nic,  aż w końcu wpadłam na coś twardego, a mianowicie plecy Justina. Stał pod żółtymi drzwiami, przekręcił klucz i gestem dłoni wskazał abym weszła pierwsza.
Więc teraz jest gentlemanem ? Ohh darowałby sobie to żałosne zachowanie.
Dlaczego spośród dziewięciu milionów mężczyzn w tym mieście musiałam wpaść akurat na niego? Totalnego psychopatę ? Dlaczego nie mógł to być jakiś brzydki, ale całkiem normalny chłopak? Dlaczego to wszytko mnie spotyka w życiu? Czy nie wystarczyło piekło w domu? Zastanawiam się co ja takiego zrobiłam, że BÓG to da mnie przygotował i co ciekawego ma jeszcze dla mnie. To miało być moje miejsce gdzie mogłam być sobą. Tu miało być moje miejsce, do którego mogłam uciec od problemów. Miałam być we własnym niebie, a znalazłam się w piwnicy z psycholem. Dlaczego on mnie tak nienawidzi?
Przeszłam przez próg i znalazłam się w dużym pokoju. Chłopak zaświecił światło. Oczywiście brak okien. Brak widoku słońca, nieba, którego tak teraz pragnęłam zobaczyć.
Rozglądałam się po pomieszczeniu. Zdziwiłam się widząc pięć łóżek po lewej stronie ułożone obok siebie oddzielone tylko małą szafeczką. Po prawej wielka, na prawdę ogromna szafa z lustrem i kolejne drzwi. Podłoga była wyłożona ciemnymi panelami, a ściany pokoju były koloru ciemnej czerwieni, bordo - coś takiego. W każdym razie było ciemno mimo tych lampek.
- Rozgość się. - powiedział i wyszedł. Odczekałam chwilę. Cały czas rozglądałam się po pokoju. Nie słyszałam przekręcania klucza. Działałam instynktownie. Rzuciłam się na drzwi otworzyłam je i ujrzałam znów jego twarz. - Oj nie ładnie skarbie. - zaćwierkał. Przerzucił sobie mnie przez ramie i znów wszedł do pokoju. Zaczęłam się rzucać, bić go po plecach, wierzgać nogami, piszczeć.
Posadził mnie na jednym z łóżek i patrzył na mnie zły. - Powiedziałem, że masz się rozgościć, a nie uciekać. - warknął i podniósł rękę z zamiarem uderzenia mnie. Już po chwili poczułam okropne pieczenie na policzku. Sukinsyn. Jeśli chciał sobie poćwiczyć, to nie mógł kupić sobie worka treningowego? Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i pozwoliłam swoim emocją wyjść na wierzch. Podeszłam do wielkiego lustra. Patrzyłam na obcą osobę. Podpuchnięte oczy, rozmazany makijaż. Siniaki, a teraz jeszcze czerwony ślad na policzku. Włosy sterczały we wszystkie możliwe strony. starłam łzy z policzka, a także ślady po tuszu, który się rozmazał.
Drzwi zaskrzypiały, a w nich stanęło pięć dziewczyn. Wyglądały na starsze ode mnie. Każda z nich miała mocny makijaż, krótkie, bardzo krótkie spodenki lub spódniczki i bralety w panterkę. Wysokie szpilki. Włosy natapirowane. wyglądały jak kobiety lekkich obyczajów.
Ta, stojąca z samego przodu skrzywiła się widząc mnie.
- Oh to ta laleczka... - powiedziała dziewczyna o rudych skrzekliwym głosem głośno mlaskając gumą. Oh makijaż zajmuje jej pewnie więcej jak 3 godziny. - Jak masz na imię?
- Anna. - powiedziałam i usiadłam na jednym z łóżek.  Reszta dziewczyn patrzyła na mnie jakby zobaczyła ufo. Czyli jest aż tak źle ?
- Justin kazał ci to ubrać. - rudowłosa rzuciła obok mnie ubrania. - Tam jest łazienka i kosmetyki. - powiedziała chamsko przez co reszta dziewczyn zaśmiała się razem z nią.
Wredne suki.
Nie rozumiałam co się dookoła dzieje. To wszystko jest popieprzone!
Weszłam do łazienki, a tam ogromna wanna, szafki i znów wielkie lustro. Nie chcąc patrzeć na swoje żałosne odbicie zasłoniłam je. Odkręciłam gorącą wodę i bez dłuższego zastanowienia zanurzyłam się w niej. Poczułam pieczenie w okolicy ran. Gorąca ciecz działała na mnie relaksująco, nie  w tym wypadku. Nic nie dałoby mi zapomnieć o tym, że jestem w tym okropnym miejscu z ludźmi, których nie znam, z ludźmi, którzy nie wiadomo co chcą mi zrobić.
Zanurzyłam się cała i leżałam pod wodą, a przez głowę przeszedł mi pomysł utopienia się. Tylko gdy zaczynało mi brakować powietrza wynurzyłam się. Jestem zbyt wielkim tchórzem żeby móc to zrobić.
Wychodząc owinęłam się szczelnie białym ręcznikiem. przeczesałam włosy. Otworzyłam szafkę,a tam prostownice, lokówki, kosmetyczki inne pierdoły.
Wzięłam głęboki wdech i zsunęłam materiał z lustra. Wysuszyłam włosy i lekko pomalowałam oczy. Wielki siniak widniał na moim policzku.
Nie uwierzycie jakie wybrał mi ubrania. Jeszcze krótszą- jakby to było możliwe - spódniczkę od tamtych dziewczyn i bralet z ćwiekami.
Bralet ubrałam, ale zamiast spódniczki, jeśli można było to nią nazwać ubrałam spodnie. Nie będę świecić tyłkiem. Wysokie szpilki wybrane przez Justina zastąpiłam swoimi trampkami. Nie wyglądało to źle...
Wyszłam, a wzrok dziewczyn zwrócił się ku mnie. Czułam się jak zwierze w klatce, każdy mój ruch był obserwowany przez nie.
- Mała, jemu się to nie spodoba.. - powiedziała jedna z dziewczyn o ciemnej karnacji i włosach.. - Jestem Molly.
Posłała mi lekki uśmiech, którego nie odwzajemniłam. Zauważyłam, że wszystkie łóżka są zajęte, czyli co.. będę spać na podłodze ?
Lepsze to niż spanie przywiązanym do krzesła.
- Chodź, bliżej się poznamy. - poklepała miejsce obok siebie Molly. Wydawała się miła, ale komu tu mogę ufać? - Posłuchaj wydaje i się, że powinnaś się przebrać. Wiesz, on nie jest spokojnym człowiekiem. Tak w ogóle to jak się tu znalazłaś? Justin już od tygodnia o tobie mówi...
- On.. on mnie .. porwał? - sama nie wiem co to było.. W sumie tak. Porwał mnie. Dziewczyna zaczęła się śmiać. Powiedziałam coś śmiesznego ? Opanowała się i zakończyła tamten temat.
- Jak zauważyłaś jest tutaj tylko pięć łóżek, a nas sześć. Nie martw się. Amanda- wskazała na rudowłosą. - ci odstąpi swoje. Zawsze w nocy jest wolne. - wyjaśniła chichocząc.
- Ona, ona nie śpi?
- Ona nie śpi, bo Justin ją pieprzy. - zaskoczyła mnie jej szczerość. Wydawałoby się, że jest trochę zazdrosna. Jeśli mnie tylko po to trzyma, dlaczego tego nie wziął d samego początku?
Przerwał nam chłopak, który z impetem otworzył drzwi. Był zły, a jego wzrok skierowany na mnie. Chwycił mnie za ramię i podniósł nie zwracając uwagi na moje krzyki i na to, że się wyrywałam.
- No to zaczynamy skarbie.- W tej chwili żałowałam, że się nie utopiłam.

Siedziałam znów w tej obleśnej i zimnej piwnicy. Znów to samo krzesło. Znów zostałam przywiązana.
Chłopak stanął nade mną i uśmiechnął się łobuzersko. Serce waliło jak oszalałe. Opalił papierosa i wsadził go miedzy wargi. Zaciągnął się mocno dymem, a następnie przystawił mi do ręki. Głośno krzyczałam, a spod powiek wypływały kolejne gorzkie łzy. Mimo tego nie przestał, a ja czułam, że z bólu odlatuje. Znów ciemność i pustka.

_________________________
Hejka.
Dzięki za komentarze <3
W ogóle nie planowałam tego ale tak jakoś wyszło xd
tak, wiem że krótki ;<
CZYTASZ=KOMENTUJESZ !zapraszam na drugiego bloga true-big-love-jb.blogspot.com
na mojego ask'a  http://ask.fm/true_big_love_jb
odpowiadam na wszystkie pytania ! <3

KOCHAM WAS ♥