czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 13

Obudziłam się o dziwo wyspana. Słyszałam miarowe bicie serca, zerwałam sie. Usiadłam na łóżku, czyli to nie był sen? Ja to wszystko zrobiłam? Jak to możliwe? 
Chłopak, na którym jeszcze przed chwilą spałam, przewrócił się na bok obejmując ponownie mnie w talii. Spięłam się, a łzy zebrały się w moich oczach. Idiotka - mówił głos w mojej głowie. Nie mogłam się z nim nie zgodzić, ale ta noc była inna, Justin był inny. Naprawdę mi się podobało, naprawdę było mi dobrze. To srawiło, że poczułam się jak dziwka. 
Satyn warknął cicho, a za chwile otworzył swoje piękne oczy. Momentalnie przykryłam się cienkim materiałem starając zasłonić swoje ciało. 
- Dlaczego już nie śpisz? - zapytał wciąż zachrypniętym głosem. To pytanie wydało mi sie tak absurdalne, że nie odpowiedziałam na nie.
Głowa zaczęła mi mocno pulsować, przez co się skrzywiłam, wydawałoby się, że mężczyzna znowu zasnął.
Przyglądając się mu, zsunęłam się z łóżka stawiając cicho nogi na pogłogę. Oczywiście Bóg jest jak zwykle przeciwko mi, nagle podłoga pod moimi nogami zaczęła niemiłościernie skrzypieć. Przygryzłam wargę czekając na jakąkolwiek reakcje ze strony mężczyzny. Nic. Spał. Chwilę rozmażyłam się roztapiając się w pięknej i jakże spokojnej twarzy Justina. Dlaczego on taki jest? Czy możliwe jest to, że normalny człowiek posunąłby się do takich czynów? Nie mówię już o burdelu, ale czy znęcałby się na całkiem obcej osobie? Czy przypalałby, bił bez powodu? Na samo wspomnienie tych krzywd skrzywiłam się, a piękno chłopaka wyparowało. Prysło jak bańka mydlana. Owinęłam się materiałem i ruszyłam w stronę łazienki.

Po wykonaniu toalety, której tak bardzo potrzebowałam, wyszłam i przeraziłam się, chłopaka nie było na łóżku. Gdzie on do cholery był?
A może to lepiej? Co ja pieprzę, było bardzo dobrze, że sobie poszedł. Sama świadomość tego co wydarzyło się wczoraj była przytłaczająca, a co dopiero jego obecność teraz. Lepiej dla mnie, że go nie było. Przeszłam przez pokój kierując się wprost do szafy. Rozsunęłam od niej lewe drzwi, gdzie zauważyłam tylko ciemne ubrania chłopaka. Nie mając wiele do wyboru zdecydowałam się na luźną bokserke chłopaka, która sięgała mi do połowy uda, na nogi wsunęłam jakieś za duże spodenki i można było stwierdzić, że byłam gotowa. Poczułam wielkie, ciepłe dłonie na biodrach i przyjemny oddech na plecach. Wzdrygnęłam sie zaskoczona tym, że znalazł sie w pokoju spowrotem, a ja nawet nie zauważyłam kiedy.
Zetknął swoje rozgrzane usta z tak samo gorącą skórą na mojej szyi.
- ślicznie wyglądasz, jak się spało skarbie? - SKARBIE?  Poraził mnie jego dobry humor. Co spowodowało, że był taki... miły?
- Justin - wyjęczałam niekontrolowanie, gdy znów zaczął składać mokre pocałunki i pieścić językiem moją skórę.
- kocham słuchać swoje imie z twoich ust. Powtórz je. - nic. Milczę. Nie moge dopuścić aby sytuacja, która miała miejsce wczoraj ponownie zaistniała, a w stanie w jakim aktualnie się znajdowałam mało nie brakuje abym się na niego rzucić i krzyczeć jego imie podczas jednego z orgazmów. Tak, byłam cholernie podniecona. On również, a jego dowód na to wbijał mi się w pośladki. Ale czy on kiedykolwiek nie jest podniecony? Od kąd go "znam" ciągle jest nienasycony. Chcąc usłyszeć swoje imie docisnął mnie  jeszcze bardziej do siebie. Ohh tak, teraz wiedziałam jak bardzo jest podniecony. Przygryzłam wargę walcząc wewnątrz ze sobą aby nic nie wyszło z moich ust. Czułam i słyszałam jak moja kobiecość aż krzyczy jego imie.
- Nie. - warknęłam i odsunęłam się od mężczyzny, obracając się aby móc na niego spojrzeć. Od razu tego pożałowałam, ciepło ramion mężczyzny, które otaczało mnie jeszcze chwilę temu, zniknęlo. Poczułam chłodne powietrze, którego wcześniej nie zauważyłam. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Mina chłopaka była nie do wyczytania. Żadna z emocji nie wyszła wykrzywiając tą jakże piękną twarz. Jest na mnie zły? Jasne, że jest idiotko, przecież przed chwilą odmówiłaś mu przyjemności. Zbeształam samą siebie.
 - to co było wczoraj było pomyłką. Jedną wielką pomyłką, ktora więcej się nie powtórzy. Równierz nie zmienia tego co do ciebie czuje. Wciąż cie nienawidze. - warknęłam, a przy ostatnim zdaniu czułam dziwne ukłucie i uczucie, że sama siebie okłamuję. Szybko jednak odgoniłam tę myśl.
- Oh, doprawdy? - wyraz jego twarzy minimalnie się zmienił, jego usta wykrzywiły się w ledwie widoczny uśmiech. - przez sen mówiłaś zupełnie co innego.
Moje oczy otworzyły się sześć razy szerzej niż zazwyczaj, a jego uśmiech był teraz doskonale widoczny. W gardle czułam ogromną gule, nie mogłam nic powiedzieć.
- Chociarz, w sumie... tak głośno chrapałaś, że nie wiem czy to dokładnie to było. Niee, jednak gdy się tak teraz namyślę, to mówiłaś same dobre rzeczy na mnie. Tak, to było to.
- Pieprzysz... - wyszeptałam. Wciąż sie śmiejąc oblizał powoli wargi. Ohh, wyglądał teraz tak seksownie. Nie, przestań! Rozsądek wziął górę. - Ty kłamiesz. - warknęłam oskarżycielsko wskazując na niego palcem. Jego reakcja była natychmistowa, zaczął głośno się śmiać. Pierwszy raz widziałam go takiego szczęśliwego. To nie codzienny widok. A szczęśliwy Justin to jeszcze przystojniejszy i seksowny Justin. Byłam w tamtym momencie zbyt zdenerwowana, aby móc bezczynnie stać i patrzyć na niego.
- Ty idioto. Jak mogłeś? Ty wredny kłamco. - wystartowałam wporst na niego uerzając moimi małymi pięśćmi w jego tors. - jesteś okropny. Dlaczego? Ty..- mój potok słów zatrzymał swoimi ustami, a ręce chwycił w mocnym uścisku uniemożliwiając mi zadanie kolejnych ciosów. Pocałunek był namiętny, pełen wielu różnych emocji. Przygryzł lekko moją dolną wargę, w odwecie jęknęłam. Mężczyzna wykorzystał sytuację i wśliznąl się swoim do moich ust. Nasze języki walczyły o dominację, poruszając się chaotycznie. Puścił moje dłonie tylko po to aby móc przyciągnąć mnie jeszcze bliżej. Jego ręce wylądowały na moich pośladkach dwlikatnie je pieszcząc. Sunął nimi w dół ud. Znalazł koniec materiału luźnych spodenek i wsunął je pod nie znów wracając nimi do pieszczenia pośladków, tym razem bez zbędnego materiału pod jego palcami. Ja natomiast swoje pace wplątałam w jego włosy lekko pociągając za ich końce. Nasze języki pracowały teraz w zgodzie. Dopełniały się. Odsunąl się lekko kończąc nasz wspaniały pocałunek. Próbowałam uspokoić swój oddech. Moja tak samo jak i klatka chłopaka falowała uspokajając się.
- Zamknij się już. - wychrypiał, wyciągnął ręce spod materiału, chwycił mnie za głowę. Pocałował mnie w czoło i wyszedł. Co to kurwa? Cz on nie chciał czegoś więcej? A ten całus w czoło? Co to miało znaczyć? Prychnęłam z irytacji, kręcąc niedowierzając głową. Nigdy nie zrozumiem tego mężczyzny.  Dotknęłam delikatnie koniuszkami palców swoich ust. Wciąż czuję ciepło jego warg i lekkie mrowienie. Czuję jego smak. Ohh on tak dobrze smakuje. Usiadłam na skraju rozwalonego łóżka. Co mi się dzieje? Co się stało Justinowi? Dlaczego się tak zachwouje? Niby jest to lepsze od przypalania, ale ... dlaczego?
Moje rozmyślenia przerwał sztyn który raptownie otworzył drzwi. Wystraszyłam sie i lekko podskoczyłam, a serce zaczęło mi szybciej bić. Wystawił jedynie głowe.
- zapomniałem ci powiedzieć, że dzisiaj również się z kimś spotykamy. Reguły omówimy potem, a ubrania masz w szafie po prawej stronie - wskazał na mebel, w którym przedtem widziałam tylko jego ubrania. Uśmiechnął się szeroko ukazując rząd białych zębów i znów wyszedł. Nie minęła sekunda chłopak znów otworzył drzwi i po raz drugi wystawił przez nie tylko głowę.
- zapomniałem również dodać, że wyglądasz pięknie. - i wyszedł. Tym razem już nie wrócił. Na moję policzki wkradł się rumieniec. An czy ty sie rumienisz? O co ci chodzi do cholery?
Oh
Ten cholerny Bieber.
Według jego wskazówek, otorzyłam prawą stronę szafy. Jak mgłam przedtem tego nie zobaczyć? Krwisto czerwona, zwiewna sukienka wisiała wspaniale się prezentując. Moje oczy na jej widok zabłyszczały radośnie. Pod nią na malutkim podeście stały również czerwone szpilki. Bardzo wysokie szoilki. Ja bedę umiała w nich chodzić? Co do tego miałam wielkie obawy. No cóż... będę musiała się poświęcić.. dla tych cudeniek warto zaryzykować połamaniem nóg.
Pobiegłam szybko do łazienki. Po raz drugi dziś wykonałam starannie toalete.
Piękna sukienka wisiała doskonale się prezentując. Nagle poczułam jak fala rozczarowania samą sobą uderza we mnie. Czuję się okropnie. Czy aż tak jestem głupia? Czy wystarczą miłe słówka, słodkie pocałunki i piękna sukienka, aby o wszystkim zapomnieć. Otóż nie. Nie wystarczą. To co on mi zrobił jest okropne. Nie jestem w stanie mu wybaczyć, bo wiem, że to nie jest koniec piekła, to dopiero początek. A to tylko cisza przed cholerną burzą. Zawinięta dokładnie w ręcznik wykonałam lekki makijaż.
Mimo moich wyrzutów, wsunęłam się w sukienkę. Do pokoju wszedł Justin. Wciąż na ustach miał uśmiech. Może korzystać z tej sytuacji jak najwięcej? Udawać, że nic nie jest? Że jest wszystko w pożądku? Może byłoby to najlepsze rozwiązanie.
Podszedł od tyłu zapiąłmi zamek i już miał złożyć pocałunek na moim ramieniu lecz ja się odsunęłam. Spojrzałam na chłopaka a na jego twarzy kształtowało sie zdziwienie.
- Nie teraz - ani nigdy. Dodałam w głowie wciąż czując niepewność wobec tego mężczyzny. Posłałam przepraszający uśmiech, który on odwzajemnił. Może nie jest zły. Ciągle to cholerne może, ciągle ta cholerna niepewność i zmienność jego nastroju. Ten człowiek jest jak bomba, przetniesz niewałaściwy kabelek, lub powiesz coś nieodpowiedniego i wybuchnie. On jest cholerną, nie do wyjaśnienia zagadką. Jego zmienność nastroju jest wyczerpująca. Nigdy nie wiadomo co może się stać. Schyliłam się zapinając cieniutki, czerwone paseczki od butów. Z ust chłopaka wyrwało się warknięcie i kilka niecenzuralnych słów.
- Anno, proszę Cię, nie rób tak, bo tym razem nie wytrzymam, a sam zajmować się tym znów nie będę. - spojrzałam na niego nie wiedząc o co mu chodzi. Wskazał na swoje spore wybrzuszenie w spodniach.
- Oj - powiedziałam, ale ani troche się tym nie przejełam, a nawet troche mnie to rozbawiło.
- Bratshaw, czy ty sobie ze mnie drwisz? - zapytał pełen skupienia, ale jego " złą" mine zdradzały szczęśliwe oczy, które aż świeciły od radości, którą zamierzał ukryć.
- Tak, tak mi się wydaje, Bieber - dokładnie wypowiedziałam każdą litere z jego nazwiska patrząc mu się prosto w oczy.
- Gdyby nie fakt, że mi sie śpieszy, ukarałbym cię tak jak należy. - ukarał mnke? Co? On kłamał. Prawda? - zrobimy to potem, a teraz chodź.
Złapał mnie za dłoń i przyciągnąl do siebie. Złożył siarczystego klapsa na moich pośladkach, aż podskoczyłam. Objął mnie w pasie i wyszliśmy z pokoju.
Pachniał tak wspaniale, żelem pod prysznic, troche papierosami, perfumem. Po prostu Justinem. Żołądek ścisnął mi się ze srachu. Kogo poznam tym razem? Dlaczego mam poznawać kogoś w ogóle? To będą jego rodzice? Co? Nic już nie rozumiem.
- Słuchaj mała, gdy wejdziemy na górę zwracasz się do mnie przez 'pan' do nich tak samo. Po drugie nie odzywasz się niepytana. Na zadane pytanie odpowiadasz tak lub nie. - na twarz wciągnał maske. Już nie było śladu po miłym, uśmiechniętym chłopaku.
- Gdy ktoś się mnie zapyta jak mam na imie, to co mam odpowiedzieć 'nie'?
- Anno, ty i ten twój  niewyparzony język. - Anno? Co się stało z An? - Masz odpowiadać zdawkowo, nie rozgadywać się. Jesteś tu i mieszkasz, a także jesteś moją kobietą. No, a teraz wchodź na górę. - klepnął mnie w tyłek przez co podskoczyłam i zrobiłam to co mi kazał. Jego kobietą? Pewnie chodziło mu o to, że pracuje tu dla niego, prawda? Prawda?

___________________________________________

Hej misiaki.
Tak okropnie przepraszam. Jest mi wstyd.
Ale musicie mnie zrozumieć. Chciałam dodać rozdział, ale nie mogłam.
Nie potrafiłam.
Sytuacja w jakiej się znajduje nie jest łatwa.
Musze jednak nauczyć sie z tym żyć...
Wiecie, co niektórzy, że miałam zamiar usunąć blogi.
Wciąż się nad tym zastanawiam.
Wyzwiska i problemy wciąż przybywają i nie ma ich końca.
To nie pomaga w pisaniu.
Brak rozdziałów nie polegał na braku weny, nie, nie nie.
To - moim zdaniem- było coś gorszego.
Z caaaaałego serca pragnę podziękować Pauli,
która wspierała mnie, gdy zabrakło mi bliskich  mi osób.
To wiele dla mnie znaczyło.
To chyba tyle co chcialam powiedziec :)


CZYTASZ = KOMENTUJESZ <3


Ps. Nie bądźcie na mnie źli, przepraszam.